Gazeta Wyborcza lustruje księdza

„Niestety, także „Gazeta” dołączyła do tych mediów, u których nad rozwagą wziął górę dziennikarski instynkt. Zachowaliśmy się w sposób nieleżący w naszym obyczaju. Pod tytułem: „Ks. Maliński zaprzecza”, napisaliśmy, iż „z informacji »Gazety« wynika, że w materiałach SB, o których wspominał prof. Kieres, pojawia się nazwisko przyjaciela Karola Wojtyły, ks. prof. Mieczysława Malińskiego”. Upowszechnianie konkretnych nazwisk w obliczu niesprawdzonych domysłów – nawet jeśli „to tajemnica poliszynela” i „mówi o tym cały Kraków” – jest w istocie przejmowaniem odium współodpowiedzialności za fałszywe oskarżenie, nawet jeśli na naszych łamach ks. Maliński wszystkiemu zaprzeczył.”

Jarosław Kurski

Szkoda, że tak późno, że nie padło magiczne słowo „przepraszam”, że głosu nie zabrali sami sprawcy całego zamieszania, że niechlujstwo nazwane jest tu „instynktem dziennikarskim” i że te wyjaśnienia są tylko dodatkiem do krytyki Kieresa a nie po prostu przeprosinami. Dobre i to.

Jedno jest pewne, Kublik, Czuchnowski i Olejnik bardzo się przysłużyli powszechnej lustracji, Wildstein przy nich wysiada.  Przeciwnicy lustracji koncertowo spaprali okazję. Po rewelacjach Kieresa i Lasoty trzeba było wydać okrzyki potępienia, zagrać na pożałobnych emocjach („patrzcie, ledwie pochowaliśmy Papieża a już nieczuli lustratorzy pomawiają i krzywdzą jego najbliższych przyjaciół ohydnymi podejrzeniami” – Stasiński mógłby na tę okazję odkurzyć „barbarzyńcę”, Bogucka „motłoch” i „hołotę gardłującą w internecie”) i czym prędzej zakrzyczeć sprawę, żeby nikt nie miał śmiałości się w niej grzebać. Zamiast takiej rozsądnej i wypróbowanej taktyki Gazeta zdecydowała się na zupełnie niezrozumiałe zagranie, jakim było wywleczenie księdza Malińskiego (wersji o „dziennikarskim instynkcie” nie kupuję). Pech chciał, że temat podchwyciła Monika Olejnik, na dodatek w tak sadystycznym stylu, że reakcja mogła być tylko jedna – powszechne oburzenie. I do tej pory jest OK, o to chyba chodziło, mieliśmy się oburzyć na Kieresa i tę całą głupią lustrację, która bezmyślnie krzywdzi starego, schorowanego przyjaciela naszego Papieża. Tylko, że o ile przed rewelacjami Gazety i programem Olejnik prof. Kieres mówił, że nie wie czy ujawni nazwisko z taśmy i inne nazwiska z tej sprawy (i wystarczyło trochę pokrzyczeć a zadeklarowałby, że nie ujawni), to teraz nawet Friszke mówi, że trzeba nazwisko kapusia ujawnić jak najszybciej bo sprawa zrobiła się zbyt głośna. I jutro kolegium IPN poradzi Kieresowi, żeby czym prędzej ujawnił opinii publicznej nazwisko donosiciela z taśmy, a jest to nazwisko, które wstrząsnęło Kieresem, choć on przecież niejedno widział. Jeśli wstrząsnęło Kieresem, to jakie wrażenie zrobi na nas? I jaka będzie z tego nauczka? Chyba taka, że wszystko jest możliwe, że agenci byli wszędzie, że nawet osoba przez lata poza wszelkim podejrzeniem, mogła kapować. I już nigdy nie będzie można w obronie osób pomówionych o agenturalność wysuwać czysto emocjonalnych argumentów w rodzaju „nie wierzę”, „mam do niego pełne zaufanie” bo jeśli rzeczywiście sprawa księdza z taśmy jest tak wstrząsająca i nieprawdopodobna, to ujawnienie nazwiska na zawsze unieważni wszelkie „przecież to niemożliwe” – bo okaże się, że wszystko jest możliwe. I jak tu przekonująco bronić Karkoszy, Niezabitowskiej, Kłoczowskiego, dopuszczając jednocześnie myśl, że Maliński mógł donosić na Papieża? Chyba się nie da. Czy zatem ten szum wokół księży był przeciwnikom lustracji potrzebny? Czy w ogóle przeciwnikom lustracji szum wokół teczek jest potrzebny? Nie, tym bardziej dziwię się, że tak to rozdmuchali. I z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Bo nie wątpię, że nastąpi.

About kataryna

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *