Dziś w Markowej odbywa się uroczyste otwarcie muzeum Sprawiedliwych. Mamy powody by pamiętać o Ulmach, ale nie wolno nam nie zadawać sobie bardzo podstawowego pytania – jak do mogło do tego dojść? Powstaje mi tylko mieć nadzieję, że znajdzie się w nim nie tylko miejsce dla bohaterskich Ulmów czy Wysockich, ale również dla gorliwych pomagierów, donosicieli i szmalcowników, którzy na równi z Niemcami sprawiali, że groźba śmierci z rąk okupanta stawała się tak realna. Że znajdzie się w nim miejsce wszelkiej maści Lesiów czy Łakińskich bez których Niemcy tropiący ukrywających się Żydów byliby zwyczajnie bezradni. Mam nadzieję, że się znajdzie.
Piotr Kadlcik
Uroczyste otwarcie Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej musiało być naprawdę piękną uroczystością bo sprowokowało licznych „pedagogów wstydu” do utyskiwania, że się mówi tylko o bohaterach, a nic o szmalcownikach, a przecież tacy też byli. Padały nawet pomysły, że informacje o nich również powinny być wyeksponowane w tym muzeum, może nawet w osobnej sali. Świetny pomysł. Prawie tak samo dobry jak pomysł, żeby w gdańskim Europejskim Centrum Solidarności duży kawałek ekspozycji poświęcić na upamiętnienie tajnych współpracowników bezpieki, Też są w końcu jakąś częścią historii Solidarności i w imię prawdy historycznej…
Dominika Wielowieyska, która niedawno z wielkim zaangażowaniem broniła Lecha Wałęsy przed prawdą o „Bolku”, tłumacząc, że „to obrona dobrej historii Solidarności”, przy okazji rodziny Ulmów woli podkreślać, że „nieliczni ratowali Żydów, nieliczni donosili. Większość była bierna, czasami była to bierność połączona z niechęcią”. To oczywiście prawda, taka sama jak ta, że i za komuny tylko nieliczni byli prawdziwymi bohaterami. Tylko jakoś środowisko zawsze pierwsze do relatywizowania i usprawiedliwiania każdego esbeckiego donosiciela, który „dał się złamać pieniędzmi” jest zazwyczaj pierwsze do surowego rozliczania z bierności tych, którzy po prostu chcieli tylko przeżyć. Dosłownie.
Polski Instytut Sztuki Filmowej, który regularnie wykłada publiczne pieniądze na gnioty w rodzaju „Wyjazdu integracyjnego” uznał w zeszłym roku, że film „Ulmowie. Rok Sprawiedliwych” nie zasługuje na dofinansowanie bo nie wydał się „ekscytujący dramaturgicznie”. Reżyser chciał go zbudować wokół listu, jaki napisała córka Eilerta Diekena – kata rodziny Ulmów. Starsza pani żyła w przeświadczeniu, że jej ojciec był dobrym człowiekiem, który wielu ludziom pomógł, po wojnie był inspektorem policji w zachodnioniemieckim Essen, i nikt z jego otoczenia nie miał pojęcia co sympatyczny starszy pan robił w czasie wojny. Za uczestnictwo w mordzie na rodzinie Ulmów i ukrywanych przez nich Żydach został osądzony jedynie żandarm Joseph Kokott, skazany przez na karę śmierci, zamienioną potem na dożywocie. Zmarł w więzieniu w 1980 roku.
Rzeczywiście, historia Ulmów i powojennych losów ich katów to nic „ekscytującego dramatycznie”, więc niech się Ulmowie w tym swoim muzeum trochę posuną, bo trzeba zrobić miejsce dla ich katów. Jeszcze ktoś pomyśli, że Polacy to nie tylko te „polskie obozy”…