Polska Grupa Zbrojeniowa: Prawo do korzystania z samochodu służbowego przysługiwało panu Radosławowi Obolewskiemu w okresie jego zatrudnienia w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, a także przez trzymiesięczny okres wypowiedzenia określony w jego kontrakcie menadżerskim. Prawo to obejmowało także prawo do korzystania z firmowej karty paliwowej w celu regulowania należności za paliwo do auta. Po upływie tego okresu pan Obolewski zadeklarował chęć wykupu samochodu, do czego miał prawo na mocy zapisów w jego kontrakcie menadżerskim. Polska Grupa Zbrojeniowa przeprowadziła analizę prawno-podatkową by wypracować korzystne dla spółki rozwiązanie. Obecnie trwają negocjacje pomiędzy panem Obolewskim a Polską Grupą Zbrojeniową dotyczące nabycia przez pana Obolewskiego samochodu, który w przeszłości służył mu jako auto służbowe.
Jeśli wierzyć „Faktowi”, który sprawę opisał – i prawdopodobnie spalił transakcję – Obolewski ciągle jeździ służbowym Volvo, tankując je nadal na koszt podatnika, choć prawo do tego utracił w styczniu, bo wtedy skończył mu się trzymiesięczny okres wypowiedzenia, w którym auto mu jeszcze przysługiwało. Kwota jaką podobno zaproponował za wykup auta to…3 tysiące złotych. Negocjacje ostatecznej ceny wykupu muszą być naprawdę ostre, trwają już trzeci miesiąc a w tym czasie były prezes tankuje za pieniądze podatnika służbowe auto, do którego się tak przywiązał.
I pomyśleć, że jeszcze półtora roku temu Radosław Obolewski był tylko szefem Klubu Gazety Polskiej w Łomiankach i mężem właścicielki apteki, w której jako pomocnik aptekarza pracował Bartłomiej Misiewicz. A potem obaj postanowili się sprawdzić w zbrojeniówce bo przecież „gdzie zdobyć to doświadczenie, gdzie się nauczyć tego warsztatu, gdzie potem korzystać z tego wszystkiego tak, aby skutecznie, słusznie i w pełni pracować dla Rzeczypospolitej Polskiej”?
Po ujawnieniu sprawy przez media, prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej wydał kolejne oświadczenie, w którym zapewnia, że „prowadzi postępowanie, które ma doprowadzić do zwrotu samochodu” oraz „oczekuje bezzwłocznego zwrotu kosztów, wynikających z użytkowania przez niego samochodu”. Sądząc po czasie jaki zajmuje prezesowi odbijanie służbowego auta z rąk kumpla Misiewicza, jest on wobec protegowanego Misiewicza równe bezradny jak prezydent wobec ministra Macierewicza, do którego może pisać tylko kolejne, pozostające bez odpowiedzi listy. I szczerze mówiąc, chyba wolałabym aby wszystkim chcącym się nachapać dać po samochodzie i pensji jeśli to by pomogło trzymać ich z daleka od państwowych spółek. Bo jak widać po przykładzie Obolewskiego, nie ma ani kompetencji, ani charakteru na najwyższe stanowiska w najbardziej strategicznych spółkach.