PiS miał postawić prezydentowi ultimatum – jeśli nie będzie szybkiej dymisji Krzysztofa Łapińskiego za jego obraźliwą wobec pani premier wypowiedź, partia rządząca będzie jeszcze bardziej utrudniać prezydentowi realizację jego autorskiego pomysłu na referendum konstytucyjne. Trochę nawet rozumiem oburzenie PiS na niegrzeczną i lekceważącą wypowiedź prezydenckiego rzecznika, ale jeśli pani premier chce walczyć o uznanie swojej suwerenności, to akurat nie z prezydentem, bo on tylko stwierdza stan faktyczny. Niezależność pani premier w podejmowaniu kluczowych decyzji personalnych ogranicza Jarosław Kaczyński, a ona chyba nie ma nic przeciwko temu. I akurat w relacjach pani premier z ministrem Macierewiczem – a to o niego poszło – jest to szczególnie widoczne, jeśli pamiętamy, że nie miała nawet wpływu na to, że to właśnie on zostanie ministrem obrony w jej rządzie, a nie obiecany przez nią w kampanii wyborczej Jarosław Gowin. Można więc mieć pretensje do Łapińskiego, że powiedział głośno to o czym wszyscy wiedzą ale wałkowanie tego tematu może PiSowi przynieść same szkody.
Jest więcej niż pewne, że prezydent Łapińskiego nie zdymisjonuje, nie ma najmniejszego powodu aby to zrobił, na pewno nie po tym jak ministrowie Beaty Szydło i liczni politycy PiS pozwalali sobie pod adresem prezydenta na dużo bardziej chamskie uwagi i nie spotkało się to z żadną dyscyplinującą reakcją pani premier czy samego prezesa. „Gdy rozrost własnego „ja” przerasta wartości i strategiczne cele, to błędne wybory taktyczne prowadzą na mieliznę” – mówił o prezydencie minister Ziobro w wywiadzie, w którym ludzi prezydenta nazwał „larwami, które chcą się rozwijać w politycznym ciele prezydenckiego zaplecza, by później – o czym marzą – przeistoczyć się w motyle, stając się ważnymi postaciami na scenie politycznej. Najczęściej jednak tacy ludzie nie zostają nawet ćmami”. Naprawdę po czymś takim można oczekiwać od prezydenta szczególnej galanterii? Łapiński zatem zostanie, a w wojnie na górze prezydent zaliczy kolejny punkt.
Przepychanki w piaskownicy są widowiskowe ale bez większego znaczenia, ale akurat w tej sprawie PiS powinien się dyskretnie wycofać i pozwolić prezydentowi – jedynemu politykowi „dobrej zmiany”, który się na to odważył – temperować nieco Antoniego Macierewicza. Usamodzielnianie się prezydenta musi bardzo irytować ale na dłuższą metę może się bardzo opłacić PiSowi, który – choć tego jeszcze nie rozumie – będzie potrzebuje i z czasem będzie potrzebował coraz bardziej akceptowalnej dla kogoś poza własnym najbardziej żelaznym elektoratem twarzy swoich reform.
Walka ze swoim najbardziej popularnym politykiem w obronie najmniej popularnego ministra to duży błąd, zwłaszcza w sytuacji gdy ów minister i bez tego czuje się już nadpremierem i nadprezydentem, a nawet – być może – nadprezesem. Naprawdę PiS chce go jeszcze bardziej utwierdzić w przekonaniu, że jest nietykalny? Jakie niepiękne samobójstwo…