„Jestem członkiem w następujących stowarzyszeniach lub organizacjach krajowych i międzynarodowych korzystających w swojej działalności ze środków publicznych…” – takie oświadczenie będzie musiał złożyć każdy strażak, urzędnik, policjant, żołnierz, radny i wiele innych osób, jeśli procedowana właśnie „Ustawa o jawności życia publicznego” przejdzie w kształcie proponowanym przez Prawo i Sprawiedliwość. Szeregowy strażak będzie się więc musiał przyznać szefowi, że należy np. do stowarzyszenia chorych na raka jądra, nawet jeśli jego członkostwo sprowadza się do opłacania składek a wszystkie środki publiczne z jakich stowarzyszenie korzystało to 2 tysiące zł dotacji od gminy na kampanię edukacyjną w szkołach.
Ustawa wymienia stowarzyszenia, ale także „organizacje krajowe i międzynarodowe” – czy chodzi np. o partie polityczne i związki wyznaniowe? Dlaczego nie, są przecież niewątpliwie organizacjami i ze środków publicznych korzystają w skali nieporównywalnej do stowarzyszeń. Jeśli ustawodawca uznał, że państwo musi wiedzieć, że dyrektorka domu kultury należy do stowarzyszenia rodziców dzieci z zespołem Downa to dlaczego miałoby go nie interesować jakiej partii jest członkiem i do jakiego kościoła należy? Ta sama „logika” ujawniania prywatnych faktów z życia, prawda?
Wspomniane oświadczenia będzie się składało swoim zwierzchnikom – na przykład warszawscy radni PiS będą je składali na ręce radnej PO Ewy Malinowska-Grupińska, bo to właśnie żona wpływowego posła tej partii jest przewodniczącą rady. Wiele stowarzyszeń to organizacje samopomocowe, zrzeszające osoby zmagające się z tymi samymi chorobami czy innymi życiowymi problemami. Nietrudno sobie wyobrazić jak ich zwierzchnicy będą mogli wykorzystywać podaną im na tacy wiedzę o najbardziej prywatnych aspektach życia podwładnych do „zarządzania zasobami ludzkimi”. Nie wspominając o tym, że ostatecznie oświadczenia będą także do dyspozycji służb specjalnych, a każda kolejna władza pokazuje jak potrafi je wykorzystywać do politycznej walki. Służby przygotowujące projekt ustawy chcą, żebyśmy się wszyscy rozebrali, ale deklaruje, że nie będzie patrzeć bez potrzeby. Kto by im nie wierzył?
Jeśli już się cieszysz na medialne spektakle z ujawnianiem najbardziej prywatnych faktów z życia już nie tylko polityków, ale także najbardziej szeregowych urzędników, to mam dla Ciebie złą wiadomość. Służby przygotowujące tę ustawę, którą bez najmniejszej przesady można nazwać inwigilacyjną, wcisnęły do niej także artykuł pozwalający według własnego widzimisię zmusić do zwierzeń także osoby ustawą nieobjęte. „Szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego może również wezwać w każdym czasie do złożenia oświadczenia majątkowego każdą osobę pełniącą funkcję publiczną, nieobjętą obowiązkiem złożenia oświadczenia majątkowego” – tak brzmi przepis-furtka także do Twojej prywatności. Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 2015 roku stwierdza, że „użyte w art. 5 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej pojęcie „osoby pełniącej funkcję publiczną” obejmuje każdą osobę, która ma wpływ na kształtowanie spraw publicznych, tj. na sferę publiczną”, a w orzecznictwie sądów mamy już wyroki stwierdzające, że „osobą pełniącą funkcje publiczne” jest np. nauczyciel. Naprawdę chcemy dać służbom prawo do wzywania na dywanik po uważaniu każdej osoby? Zastanowiłabym się dwa razy. Obywatelu, rozbierz się