Gazeta Wyborcza: Jako prezydent Wałęsa otoczył się służbami specjalnymi, obalił rząd Olszewskiego, zablokował lustrację i wyrwał dokumenty z teczki „Bolka”, zbierał haki na Kaczyńskich, Merkla i Borusewicza. Czy to jest prawda o Wałęsie? Niewątpliwie tak.
Wychowałam się na „Gazecie Wyborczej” więc po przełomie 1989 roku na Lecha Wałęsę patrzyłam głównie jej oczami, zdanie o Wałęsie-człowieku wyrabiając sobie na podstawie książki „Wódz” autorstwa dawnego rzecznika prasowego Wałęsy, a obecnie redaktora naczelnego Gazety Wyborczej, Jarosława Kurskiego. A przecież ta i tak bardzo mocna książka, to była tylko przygrywka do koszmarnej prezydentury Wałęsy, której bodaj najbardziej trwałym wkładem w III RP jest „falandyzacja prawa”. Słowo wymyśliła również dziennikarka Gazety, Ewa Milewicz, po tym jak Wałęsa uzurpował sobie prawo niezgodnego z Konstytucją odwołania członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a Lech Falandysz tłumaczył go w mediach w stylu podobnym do tego, w jakim dzisiaj politycy PiS tłumaczą, że 6-letnia konsytucyjna kadencja sędzi Gersdorf może się skończyć po 4 latach, jeśli prezydentowi tak się podoba. Za wiele rzeczy mam żal do Wałęsy, ale chyba najbardziej za zepsucie kruchej demokracji zanim zdążyła dojrzeć. Kilka powodów zacytowałam za Gazetą Wyborczą, na wyliczenie wszystkich miejsca nie starczy.
Ale oprócz rzeczy, za które mam do Wałęsy-prezydenta żal, były takie, za które czułam do niego wstręt. Taką sprawą był jego stosunek do osób z dwóch stron barykady, mających jakiś kontakt z „Bolkiem”. Adama Hodysza, który za pomaganie Solidarności odsiedział 4-letni wyrok, osobiście polecił zdymisjonować, gdy Hodysz odnalazł papiery „Bolka”. „Kto raz zdradził, będzie zdradzał dalej” – miał powiedzieć Wałęsa o Hodyszu, który „zdradził” SB i za karę na stanowisku szefa delegatury UOP został zastąpiony przez Esbeka niezłomnego, który na polecenie SB aż do 1989 roku dowodził ekipą zajmującą się obserwacją… Wałęsy.
Jakże inaczej potraktowani zostali Esbecy, którzy – zdaniem Wałęsy – sfałszowali papiery i wrobili go w „Bolka”. Do nich były prezydent napisał publicznie w tonie pełnym zrozumienia i otwartości na współpracę. „Tworzyliście te dokumenty w dobrej wierze, z patriotycznych pobudek i w słusznej obawie, że ZSRR nie pozwoli Polsce, a działania Wałęsy doprowadzą do tragedii. Ja to uznaje, nie wnoszę żadnych pretensji, dziś ani w przyszłości. Walka skończona możemy i powinniśmy iść razem bez pretensji. Budujmy przyszłość nie dając szans popaprańcom wykorzystywać naszych (nie zawsze czystych) metod walki do ich brudnej walki”. Szokujące, prawda? Jak większość wyborów Wałęsy po 1989 roku.
Jeśli dziś Lech Wałęsa może być ikoną demokracji, to wyłącznie dlatego, że mądry naród bardzo szybko odsunął go od realnego wpływu na politykę, a że było to bardzo dawno, większość nie wie, nie pamięta lub próbuje nie pamiętać jaka była demokracja w wykonaniu Wałęsy, gdy jeszcze ją budował. Młodzież może nie wierzyć, widząc jak dzisiaj opozycja robi z Wałęsy autorytet moralny i strażnika demokratycznych wartości, że w czasach gdy miał realną władzę, ci sami ludzie opisywali go podobnie, jak dzisiaj opisują Kaczyńskiego. Ale cóż, jaka demokracja, taka ikona.