Wiecie, że w Polsce można iść siedzieć za „demonstracyjnie okazywanie lekceważenia” konstytucyjnym organom w miejscu publicznym? I nie trzeba nawet znieważyć tego organu, co jest przestępstwem określonym w Kodeksie karnym, bo Kodeks wykroczeń chroni konstytucyjne organy także przed dużo bardziej delikatnym naruszeniem ich dobrego samopoczucia – właśnie poprzez „demonstracyjne okazanie im lekceważenia” w miejscu publicznym. To właśnie po ten paragraf Kodeksu wykroczeń sięgnął prokurator, gdy kilka lat temu po półtorarocznym śledztwie dorwał wreszcie kibiców, którzy ośmielili się skandować „Donald, matole”. Ostatecznie mimo ukarania mandatami, sąd do którego kibice się odwołali uznał, że wykroczenie się już przedawniło i umorzył postępowanie, ale sam fakt próby bronienia władzy przed – umówmy się, dość lajtowym – przezwiskiem przy pomocy paragrafu przewidującego za to nawet karę więzienia, wzbudził niepokój ówczesnej Rzecznik Praw Obywatelskich, która zwróciła się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o uznanie przepisu za niekonstytucyjny.
W imieniu Sejmu odpowiedziała jej ówczesna marszałek, Ewa Kopacz. „Ograniczenie jest przydatne, bo ochrona wymienionych w nim podmiotów przed atakami na ich autorytet i dobre imię służy ochronie ładu i porządku publicznego. Uzyskiwane w efekcie owej ochrony niezakłócone funkcjonowanie konstytucyjnych organów państwa stanowi czynnik integracji społecznej i zapewnia harmonię we współżyciu społecznym, a ich obrona przed atakami pozbawionymi wartości merytorycznej, służącymi jedynie okazaniu pogardy i niechęci ze strony jednostki, zapobiega erozji czynników konsolidujących wspólnotę polityczną. Szerzej rzecz ujmując, dochodzi w ten sposób do realizacji art. 1 Konstytucji, zgodnie z którym „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli.”. Pyszne, prawda? I tę argumentację podzielił niestety Trybunał Konstytucyjny, orzekając, że nie tylko karanie grzywną, ale nawet więzieniem za „demonstracyjne okazywanie lekceważenia” władzy jest karą adekwatną i należy ją utrzymać. A wszystko to działo się w czasach jeszcze kwitnącej demokracji i wolności słowa. Próbuję sobie wyobrazić oburzenie, gdyby władza w osobie jakiegoś nadgorliwego policjanta chciała przypomnieć dzisiejszym protestującym ten paragraf i wyegzekwować grzywnami „konsolidujący wspólnotę polityczną” szacunek dla prezydenta, dość regularnie publicznie poniżanego. Próbuję sobie też wyobrazić, co by się działo gdyby prezydentem Warszawy został Patryk Jaki i wzorem swojej poprzedniczki rozwiązał antyrządowe zgromadzenie pod pretekstem łamania prawa przez uczestników znieważających któryś z konstytucyjnych organów. Jeśli można rozwiązać zgromadzenie za łamiącą prawo koszulkę, to można też za łamiące prawo okrzyki, prawda? I nie, wcale tego nie proponuję i mam nadzieję, że władza sobie nie przypomni, że ma w obowiązujących przepisach całkiem skuteczny młot na opozycję, który ta opozycja, gdy jeszcze była władzą tak chętnie używała. Ale warto mieć świadomość jak bardzo opresyjny jest sam ustrój zbudowany przez te wszystkie lata, i w jakim stopniu nasze podstawowe prawa zależą de facto od tego, jak bardzo samoogranicza się dana władza, odstępując od egzekwowania obowiązującego prawa. Nasze obywatelskie swobody zawdzięczamy właściwie masowemu niedopełnianiu obowiązków przez policję. I to mnie trochę przeraża.