Bogdan Zdrojewski: Sąd unieważnił decyzję prezydenta Wrocławia dotyczącą marszu 11 listopada. Ostrość sporu jeszcze się powiększy. Prowadzenie ich na trzy dni przed świętem nikomu nie służy.
Tak w ubiegły czwartek polityk PO skomentował decyzję sądu, który uchylił prewencyjny zakaz marszu wydany przez prezydenta Wrocławia. Organizatorzy mieli święte prawo się odwołać do sądu i było więcej niż pewne, że to zrobią, nie ich więc dotyczy uwaga Zdrojewskiego. Nie dotyczy też samej decyzji sądu, który tylko zwrócił obywatelom odebrane im nielegalną decyzją prawo do zgromadzeń. Jedyną osobą, do której mocne oskarżenie o zaostrzanie sporu w przeddzień Święta Niepodległości można odnieść jest Dutkiewicz, który z decyzją o zakazie zwlekał na tyle długo, że sądowe rozstrzygnięcie musiało zapadło tak późno. Słowa Zdrojewskiego to także mocny cios w Hannę Gronkiewicz-Waltz, która swoją decyzję o prewencyjnym zakazaniu Marszu Niepodległości podjęła jeszcze później, i sądowe przepychanki w tej sprawie trwały do samego końca. W obu przypadkach odchodzący prezydenci ugrali niewątpliwie jedno – zaostrzenie sporu wokół obu marszów.
Zdrojewski myli się jednak, twierdząc, że takie zaostrzenie sporu nikomu nie służy. Gdyby nikomu nie służyło, nie podjęto by decyzji, których oczywistym i jedynym efektem może być wyłącznie nakręcenie i tak już niespokojnej atmosfery, a w konsekwencji stworzenie sytuacji całkowicie niekontrolowalnej. Decyzje prezydentów były nie tylko nielegalne i nieskuteczne, ale przede wszystkim bardzo niebezpieczne. Tym bardziej smuci, że miały podłoże wyłącznie polityczne i nie chodziło w nich bynajmniej o powstrzymanie ewentulanych ekscesów, tylko raczej upewnienie się, że jakieś będą. Mam nadzieję, że jest dla wszystkich oczywiste, że chcąc zrobić na złość PiSowi prezydenci Wrocławia i Warszawy, przy entuzjastycznym poparciu swoich partyjnych kolegów, byli gotowi nie tylko pozbawić obywateli jednego z ich ważniejszych praw, ale także narazić wszystkich na dużo większe niebezpieczeństwo, niż gdyby marsze odbyły się bez takiej interwencji.
Skutkiem ubocznym pożałowania godnej ofensywy Platformy była możliwość przekonania się jaki naprawdę stosunek do konstytucyjnych praw mają ci wszyscy, którym konstytucja nie schodzi z ust. Wojciech Czuchnowski uznał na przykład, że marszów powinien zakazać rząd, choć próżno szukać przepisu, który mu daje takie prawo. Najwyraźniej dziennikarz Gazety Wyborczej wychodzi z założenia, że rząd mógł sobie takie prawo po prostu przyznać. Popierający decyzje o zakazach uważają, że naruszenia prawa mające miejsce na poprzednich demonstracjach usprawiedliwiają prewencyjne zakazanie przyszłych. To bardzo zła wiadomość dla KODu i Obywateli RP, na których demonstracjach notorycznie dochodzi do publicznego znieważenia prezydenta – a przypominam, że jest to przestępstwo za jakie już surowo karano, także więzieniem. Czy to powinno wystarczyć do prewencyjnego zakazania im kolejnych demonstracji? Że sytuacje nieporównywalne? Owszem, ale jak się raz usprawiedliwi złamanie praw obywatelskich, to potem już z górki. I każda władza chętnie skorzysta, jak tylko będzie miała okazję i potrzebę. Przekonaliśmy się o tym niedawno w Lublinie.