Zbigniew Zamachowski:Mam nadzieję, że ten elektorat, który tak twardo i murem stoi za obecną władzą, wreszcie przejrzy na oczy, zobaczy, że nie wszystko, co się im proponuje, jest tego warte.
Zbigniew Zamachowski lata aktorskiej świetności ma już dawno z sobą i ostatnio jest bardziej znany z obyczajowych niedyskrecji swojej obecnej żony regularnie toczącej na plotkarskich portalach korespondencyjny pojedynek o alimenty z jego byłą. Zawodowa posucha może usprawiedliwić przyjmowanie ról w takich gniotach, na jaki zapowiada się najnowsze dzieło Patryka Vegi ale nie powinna całkiem odbierać zdrowego rozsądku. Naprawdę pokazanie, że Macierewicz leci na Misiewicza ma zmienić polską politykę i przegrać PiSowi wybory? Nie wydaje mi się ale może ja się nie znam i pokazanie Antoniego Macierewicza jako homoseksualisty wciągającego kokę i sypiającego z Misiewiczem faktycznie będzie gamechangerem, po którym polska polityka już nigdy nie będzie taka sama.
Gdy Antoni Krauze – reżyser w przeciwieństwie do Vegi wybitny – przymierzał się do zrobienia „Smoleńska”, miał duży problem z namówieniem aktorów, a ci których namówił mieli potem problemy w swoim środowisku. Nie dlatego, że film był zły (a był) bo akurat udział w złych filmach polskiego aktora nie dyskwalifikuje, ale dlatego, że był tak bardzo niepoprawny politycznie. „Nie mogę jako osoba myśląca godzić się na udział w czymś takim” – tak Marian Opania tłumaczył dlaczego odmówił zagrania Lecha Kaczyńskiego. „Zdawałem sobie sprawę, że ta wypowiedź, choć dotyczy filmowej roli, jest tak naprawdę deklaracją polityczną. Wiedziałem, że wywołam burzę. Nie spodziewałem się tylko, że aż taką. Trudno, pewne rzeczy trzeba mówić jasno i odważnie”. U Krauzego w „pisowskim” filmie po prostu nie wypadało zagrać.
Dzisiaj Vega nie ma najmniejszego problemu z obsadzeniem filmu „antypisowskiego”, aktorom nie przeszkadza nawet to, że Antoni Macierewicz, który nigdy nie był bohaterem nawet najmniejszego skandalu obyczajowego został przedstawiony jako naćpany homoseksualista. Jeśli coś mi ten styl w polskim kinie przypomina to chyba „Uprowadzenie Agaty” Piwowskiego – zrobiony na polityczne zamówienie i zbudowany na oszczerstwach film, którego celem miało być zniszczenie marszałka Andrzeja Kerna, co zresztą się w dużej mierze udało. Vegi nie podejrzewam o żadne polityczne intencje, raczej po prostu pozazdrościł Smarzowskiemu sławy i pieniędzy jakie mu przyniósł „Kler” i postanowił zmonetyzować nienawiść do PiSu, robiąc coś pomiędzy „Klerem” a „Uchem prezesa”, na miarę własnego talentu. Nie wątpię, że amatorzy się znajdą, o ile do jesieni zostanie z tego filmu jeszcze coś, czego reżyser nie pokazał w internecie w ramach jego promowania.
Kilka miesięcy temu Patryk Vega odebrało od prawicowego „Nowego Państwa” Nagrodę im. św. Grzegorza I Wielkiego. „To wyróżnienie dla tych, którzy mężnie stawali w obronie prawdy w życiu publicznym w minionym roku. W dobie poprawności politycznej, niekiedy wręcz terroru jednej wykładni właściwych poglądów, naszemu Laureatowi udało się iść własną drogą i odnieść spektakularny sukces. U Vegi zło jest złem, a dobro dobrem. Nie ma propagandowej matrycy. Jest prawda.” – czytamy w laudacji. No to mają tę „prawdę”. A za rok z dokładnie takim samym uzasadnieniem Vega może spokojnie odebrać „Paszport Polityki”. Za „prawdę” o PiSie.