Gazeta Wyborcza: Jestem zażenowana przeprowadzonym w Radomiu „eksperymentem społecznym” Rafała Betlejewskiego. Jako dziennikarka jestem zdumiona, że można tak bardzo skupić się na oglądalności czy klikalności, by wyzbyć się resztek etyki zawodowej. Czystość intencji to podstawa, której uczyłam się w pierwszych dniach mojej pracy w mediach i która, mam nadzieję, przyświeca większości dziennikarzy.
To fragment oświadczenia Katarzyny Ludwińskiej, radomskiej dziennikarki Gazety Wyborczej, na temat głośnego trzy lata temu „eksperymentu społecznego” przeprowadzonego przez Rafała Betlejewskiego. W 2016 roku Betlejewski zorganizował w Radomiu fikcyjną rekrutację podczas której udający przyszłych pracodawców podstawieni aktorzy przy użyciu rozmaitych technik manipulacji upokarzali na różne sposoby całkiem prawdziwych kandydatów do pracy, doprowadzając niektórych do łez, a wszystkich – do upodlenia. Gdy za to publiczne upokorzenie biednych i zrozpaczonych ludzi Betlejewski zebrał potem solidne medialne bęcki także od komentatorów i dziennikarzy z własnego środowiska, tłumaczył że nie robił tego eksperymentu jako dziennikarz tylko jako performer, a cel przyświecał mu szlachetny – chciał sprawdzić, jak wiele może znieść zdesperowany człowiek, żeby dostać pracę. „Byśmy wszyscy mogli się nauczyć, czego nie wolno robić, jak nigdy się nie zachowywać i czego nie możemy tolerować. Mam nadzieję, że ta nauka nie pójdzie na marne i przed naszą następną rozmową kwalifikacyjną wszyscy będziemy mądrzejsi” – pisał o ludziach, których publicznie poniżył, dając im za to na otarcie łez po 50 zł.
Po tamtym eksperymencie na Betlejewskiego spadła dość zgodna krytyka a Medium Publiczne, któremu szefował i w którym opublikował swój eksperyment opuściła w proteście grupa dziennikarzy. „Nie mogę jednak być dalej w miejscu, w którym szef Rafał Betlejewski wpakował ludzi w gówno, nazywa to perfumerią” – tłumaczył jeden z nich, Paweł Sito i mam wrażenie, że odczucia na temat tamtego „reportażu” Betlejewskiego były bardzo podobne, od lewa do prawa.
Jak to się więc stało, że ledwie po trzech latach od tamtego haniebnego eksperymentu Betlejewski znowu wypłynął i znowu eksperymentuje, tym razem medialnie eksploatując zaburzone pięcioletnie dziecko, które właśnie wystawił do korespondencyjnego pojedynku z Zofią Klepacką ale głosów oburzenia nie słychać, choć koszty jakie poniesie Zosia/Bartek będą ogromne i są raczej łatwe do przewidzenia? Z walki, do której wystawił Zosię/Bartka Betlejewski rodzina, która i tak ma wystarczające problemy może wyjść tylko jeszcze bardziej poobijana a Zosia/Bartek właśnie została skutecznie i nieodwracalnie pozbawiona prywatności w temacie najbardziej intymnym z możliwych i będzie dorastać z łatką transpłciowego autysty, bez względu na to jaka będzie prawdziwa diagnoza. Nie mam wątpliwości, że Zosia/Bartek zostanie wyeksploatowana na maksa, i to przez obie strony ideologicznej wojny, bo nic tak dobrze nie robi sprawie jak dziecko na sztandarach. A że zapłaci tylko ono? To już nie jest zmartwienie Betlejewskiego, on tylko poeksperymentował.