Tak mniej więcej wygląda większość dyskusji w mediach. „Nie znam się, to się wypowiem”. Nie wiem i nie chcę wiedzieć ale napiszę, że „kosmos” a potem jeszcze dziesiątki twitów, że wszystko to niepotrzebne. Jeśli nawet dziennikarz nie czuje potrzeby zapoznania się z tematem, w komentowanie którego tak się zaangażował, to czego oczekiwać od zwykłych internautów? Jedno jest pewne – ani z Wiadomości, ani od redaktora Janeckiego nie mają szans dowiedzieć się jak naprawdę wygląda to, na co się tak oburzają.
Nie ma sensu wdawać się w dyskusje z tymi, którzy nie chcą wiedzieć ale być może są tu i tacy, którzy opinię wyrabiają sobie dopiero na podstawie faktów. Dla nich mam jeden przykład, dobrze oddający fałszywość większości zarzutów. Kilka lat temu byłam prezeską Stowarzyszenia „Dialog Społeczny”, przy którym działała sobie Warszawska Grupa Obywatelska – kilka osób, które obchodziło to jak wygląda polityka miasta i co można zrobić, żeby wyglądała lepiej. Wymyśliliśmy – zresztą w odpowiedzi na problem zgłoszony przez mieszkańca – wtedy projekt, który nazwaliśmy Pozarządową Inspekcją Lokalową, chcieliśmy sprawdzić jak miasto Warszawa rządzone już wtedy przez Hannę Gronkiewicz-Waltz i Platformę Obywatelską, przydziela lokale miejskie organizacjom pozarządowym, zwłaszcza tam, gdzie robi to bez przetargów i konkursów. Osobiście pisałam wniosek o niewielką dotację do Fundacji im. Stefana Batorego, która jako jedyna wspierała wtedy działania strażnicze – drobne pieniądze były potrzebne na ewentualne procesy o informację publiczną i na druk materiałów informacyjnych, bo wszyscy pracowaliśmy wolontarystycznie. Jeśli kogoś interesują szczegóły, tutaj i tutaj można poczytać o samej Inspekcji, a tutaj zapoznać się z pełnym raportem z monitoringu.
Wymiernym i trwałym efektem projektu jest zwiększenie transparentności procedur, dzisiaj każdy lokal wynajęty organizacji w trybie pozakonkursowym jest wyraźnie oznaczony, miasto od czasu do czasu kontroluje co się w lokalach dzieje, a wszystkie informacje na temat dostępnych i już wynajętych lokali są opublikowane na stronach miasta, dzięki czemu nawet mała organizacja wie jak się o taki lokal ubiegać, a każdy mieszkaniec może interweniować w sprawie ewentualnych nadużyć bo duża nalepka na drzwiach lokalu organizacji informuje go o tym, że lokal jest miejski i przeznaczony na działania społecznie użyteczne.
Świat nie jest więc taki prosty jakim go próbują przedstawiać prorządowe media. Gdyby taki był, nie patrzylibyśmy wtedy na ręce prezydent z PO korzystając ze wsparcia Fundacji Batorego, na dodatek robiąc to wszystko pro bono, w gronie osób, które politycznie są od siebie tak bardzo dalekie jak tylko można być. Nie dajmy sobie wmówić, że każdy aspekt życia publicznego musi być podzielony po linii partyjnej bo tak po prostu nie jest. Na razie. Na szczęście.