Kasa, misiu, kasa

Beata Szydło: Dzisiaj ogłaszamy powstanie fundacji, która tak naprawdę bierze się z siły i odpowiedzialności spółek skarbu państwa. Padł pomysł, aby spróbować stworzyć podmiot, który będzie zajmował się promowaniem Polski, ale nie promowaniem Polski w takim potocznym tego słowa znaczeniu, tylko poprzez pokazywanie czy promowanie, poprzez działania PR-owe różnych inicjatyw, ale żeby był to podmiot, który wykorzystując siłę i energię spółek skarbu państwa, będzie budował polską markę. Bo właśnie Polska Fundacja Narodowa będzie budowała markę, która nazywa się Polska. Będzie budowała tę markę poza granicami naszego kraju. Pokazywała Polskę piękną, Polskę przyjazną, Polskę, do której warto przyjechać, Polskę ambitną; Polskę, w której są ogromne możliwości, wspaniali ludzie, wspaniałe pomysły.
Tak rok temu premier Beata Szydło opisywała piękne cele nowopowstałej Polskiej Fundacji Narodowej. Co z tego wyszło – właśnie się przekonujemy śledząc żenującą kampanię „Sprawiedliwe sądy”, przy której nawet prorządowi dziennikarze nie umieją udawać, że chodzi o coś innego niż bieżące interesy partii rządzącej. „Lekko spóźniona akcja informacyjno-promocyjna dyscyplinujaca prezydenta, gdyby chciał pójść za miękko” – tak kampanię Polskiej Fundacji Narodowej za 19 publicznych milionów określił Krzysztof Feusette, dziennikarz tak prorządowy, że bardziej się nie da. Wszyscy widzą, że w tymi obietnicami to ściema była, różnica jest taka, że prorządowi są zachwyceni, że się udało wszystkich przechytrzyć i dodatkową publiczną kasę na partyjne potrzeby chapnąć.
Szczytna idea tak ładnie przedstawiona przez panią premier zdążyła się zdegenerować zanim w ogóle ktoś próbował ją wcielić w życie. Ale kto miał próbować? Partyjni działacze bez kompetencji, posadzeni tam, żeby z pożytkiem dla partii wydać publiczną kasę? A to dopiero pierwsze 19 ze 100 milionów przeznaczonych do roztrwonienia tylko w tym roku. Fundacja ma zagwarantowane wpływy ze spółek Skarbu Państwa na najbliższe 10 lat, więc pożywią się z niej także następcy. Bo chyba nikt nie ma złudzeń – wszystko to co z publicznymi pieniędzmi robi dzisiaj PiS, jutro będą robić jego następcy. W krótkiej historii III RP nie zdarzyła się jeszcze władza, która by dobrowolnie zrezygnowała z tego co sobie wyszarpali poprzednicy. Po zmianie władzy – bo przecież ta kiedyś nastąpi – według mechanizmu testowanego dzisiaj przez PiS jego następcy będą pompować miliony ze spółek Skarbu Państwa na to, co sami będą chcieli promować. Może związki partnerskie z adopcją dzieci, może powszechną aborcję, a może pełne otwarcie granic na imigrację. Tak to działa. 
Ustawa o Narodowym Instytucie Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ma preambułę jeszcze wznioślejszą niż nazwę ale nie da się przepychanej właśnie przez parlament wstawy rozpatrywać w oderwaniu od realiów i politycznej praktyki, a jakie one są – widzimy właśnie na przykładzie Polskiej Fundacji Narodowej. Zostawmy więc na boku wszystkie piękne słowa jakie w preambule do ustawy powołującej Instytut wpisali projektodawcy, bo wiemy już, że cele można sobie formułować dowolnie a jak przychodzi co do czego, nie mają najmniejszego znaczenia. Tak też właśnie traktuję wszystko, co o celach nowej instytucji napisano i powiedziano. Bardziej niż wszystkie równie piękne co puste słowa liczą się konkretne zapisy i praktyka sprawowania władzy. A nowa ustawa po prostu oddaje wszystkie pieniądze jakie państwo ma na wspieranie inicjatyw społecznych pod władzę jednej partii. Efekt – dzisiaj możemy sobie wyobrazić, od jutra będziemy mogli obserwować. 
Jeśli więc podoba się Wam pomysł na Polską Fundację Narodową, przepompownię setek milionów publicznych pieniędzy po to, żeby niewielka grupa kolesi wsadzonych do niej z partyjnego klucza wydawała je na cele miłe partii, to jeszcze bardziej spodoba się Wam Narodowy Instytut Wolności bo tam pieniędzy będzie jeszcze więcej i będą mogły być rozsmarowane szerzej. Tworzony właśnie Narodowy Instytut Wolności będzie dysponował gigantycznymi środkami, przejmie bowiem nie tylko Fundusz Inicjatyw Obywatelskich (ok. 60 milionów rocznie) oraz fundusz z gier hazardowych (kolejne 40 milionów), ale także – jeśli tylko uda się to rządowi wymusić na zagranicznych partnerach – środki unijne i inne środki z programów z bezzwrotnej pomocy zagranicznej, takie jak np. fundusze norweskie. To setki milionów złotych, pieniądz niewyobrażalny, a po powołaniu Instytutu łatwy do przekierowania na inicjatywy bliskie władzy. Aktualnej władzy, ale przecież ona się kiedyś zmieni. I znowu, nie łudźmy się, że następcy zmienią sposób działania Instytutu. Jedyne co się zmieni to kierunek strumienia pieniędzy. Też do swoich, tylko to będą już inni swoi.

About kataryna