„Gdy opisywałem tę sprawę jakiś czas temu zwracając uwagę, że mamy do czynienia z głupimi dzieciakami, których ręce są nawet za małe na kajdanki usłyszałem, że należy ich karać z całą surowością. Padały konstatacje, że wszystko to co się stało jest wynikiem liberalnej koncepcji wychowania. Prawicowa młodzież domagała się kary śmierci „dla kogoś takiego jak zabójcy Ani”. W prasie tej o właściwym spojrzeniu na rzeczywistość pojawiły się tytuły „bandyci” „mordercy” itp. Obecnie zeznania świadków wskazują, że raczej były to „końskie zaloty” niźli próba gwałtu – jak zdawała się sugerować Policja. Ponoć wcale nie doszło do obnażenia i upokarzania dziewczyny. Jeden chłopców najprawdopodobniej pomógł tylko wstać i na tym polegała jego wina.”
Paweł Wroński
Rozumiem Wrońskiego, w miarę jak pojawiają się informacje stawiające pod znakiem zapytania wersję obowiązującą do tej pory najłatwiej zwalić na innych i udawać, że się nie ma z tym nic wspólnego. Niestety, są archiwa i można w nich sprawdzić co pisała Gazeta Wyborcza na temat całej sprawy.
„To był gwałt. Choć udawany, nie różnił się właściwie niczym od prawdziwego, a konsekwencje – poniżenie, zranienie emocjonalne Ani – okazały się tak straszne, że zapłaciliśmy wszyscy najwyższą cenę: dziecko się zabiło. Winna jest szkoła, ta konkretna, choć zapewne to mogło się zdarzyć w wielu gimnazjach, zwłaszcza tych, do których chodzi młodzież z blokowisk. (…) Sprawą zająć się musi sąd rodzinny, zbadać ją wnikliwie i wydać wyrok, mając na względzie także skuteczną resocjalizację sprawców. Musi sądzić sprawiedliwie, nie ulegając presji powszechnego odruchu oburzenia, wyrażonego także w tym komentarzu. Uczestnicy gwałtu trafią pewnie do zakładu poprawczego”
Poza komentarzem Pacewicza – zresztą mądrym i wyważonym – także inne artykuły Gazety nie pozostawiały wątpliwości co do winy chłopców, wybijając ją już w tytułach („Prześladowcy Ani wyjdą na wolność?”, „Dręczyciele Ani mają naśladowców”). Jak widać Gazeta Wyborcza przedstawiała dokładnie taką samą wersję zdarzeń w gdańskim gimnazjum jak inne media i tak jak inne media nie pozostawiała suchej nitki na sprawcach, nazywając ich „dręczycielami” i „prześladowcami” a to czego się dopuścili „gwałtem”. Gdyby Wroński uważnie czytał własną gazetę wiedziałby też, że o powodach samobójstwa pierwszy napisał dziennikarz-sąsiad rodziców Ani, a nie policja, która zareagowała dopiero na ten artykuł. O co więc chodzi Wrońskiemu? Przez ponad dwa miesiące wszystkie media jak jeden mąż opisywały zdarzenie w taki sam sposób, owszem, różniły się w opinii co do kary ale co do winy wszystkie były zgodne. Do niedawna.
Dlaczego przez ponad dwa miesiące dziennikarze nie potrafili ustalić co się właściwie stało w Gdańsku i biedny Paweł Wroński musi czekać aż mu to opisze „Newsweek” i „Polityka”? Brutalnie rzecz ujmując, dla wiarygodności mediów lepiej by było gdyby wina chłopców się potwierdziła, jeśli bowiem okaże się, są niewinni, że to były tylko „końskie zaloty” a jeden to nawet chciał pomóc, to wiarygodność mediów legnie w gruzach. Okaże się bowiem, że wszystkie polskie media przez ponad dwa miesiące nie potrafiły ustalić prawdziwych okoliczności zdarzenia na które jest kilkunastu świadków i niesłusznie okrzyknęły niewinnych chlopców sprawcami gwałtu i brutalnego znęcania się. Jeśli chłopcy okażą się niewinni to winne będą wszystkie media. Bez wyjątku. I na nic się zda dzisiejsza rejterada Wrońskiego, który udaje, że go przy tym nie było a winę chłopcom wmawiały tylko te inne media, te niedobre. Bo wmawiały wszystkie, z Gazetą włącznie. Nawet jeśli różnych kar się domagały.
O ile oczywiście winy nie było, bo to się dopiero okaże.