Nie było przesłanek, by wydać zakaz –zapewnia Bartosz Milczarczyk, rzecznik ratusza. Zgromadzenia można zakazać w trzech przypadkach: gdy jego cel narusza prawo (ONR świętował 83. rocznicę powstania organizacji), gdy odbycie zgromadzenia może zagrażać zdrowiu lub życiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, gdy zgromadzenie ma się odbyć w miejscu i czasie, w których odbywają się zgromadzenia organizowane cyklicznie. – Analizujemy związane z zakazami zgromadzeń sądowe wyroki dotyczące innych samorządów. Mamy też własne doświadczenia. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz również zakazała marszu ONR w 2015 roku. Wtedy ten zakaz został uchylony przez wojewodę – przypomina rzecznik. – Teraz też mogła spróbować zakazać. Gdyby wojewoda z PiS Zdzisław Sipiera uchylił zakaz, odpowiedzialność za przemarsz spadłaby na niego – zauważam.Gazeta Wyborcza
Podsumowując tę uroczą wymianę, rzecznik Hanny Gronkiewicz-Waltz przyznaje, że demonstracja ONR była całkowicie legalna i nie można jej było zakazać, ale dziennikarka Gazety Wyborczej ma pretensje, że nie próbowano, bo choć byłoby to oczywiste złamanie prawa o zgromadzeniach to przynajmniej można byłoby wrobić wojewodę z PiS. Tyle w temacie świętej wolności zgromadzeń i prymatu prawa nad bieżącą polityką.
Sama Hanna Gronkiewicz-Waltz, która przyznała, że nie mogła zgodnie z prawem zakazać demonstracji ONR i najwyraźniej uznała też, że sama demonstracja przebiegała zgodnie z prawem – gdyby było inaczej miała obowiązek rozwiązania zgromadzenia – apeluje teraz do ministra Ziobro o złożenie przez niego wniosku o delegalizację ONR. Niestety, nie podpowiada jak to zrobić tylko stosuje ten sam manewr, który podpowiadała jej dziennikarka Gazety – zrobić tak, żeby potem zwalić na kogo innego. Prezydent Warszawy jest prawniczką i musi wiedzieć kto, jak i za co może zdelegalizować organizację.
Obóz Narodowo-Radykalny jest ruchem składającym się w różnych stowarzyszeń, zakładam, że Hanna Gronkiewicz-Waltz chce zdelegalizowania Stowarzyszenia Obóz Narodowo-Radykalny z siedzibą w Częstochowie. W takim przypadku jednak właściwym adresatem jej apelu jest prezydent Częstochowy, bo to on sprawuje nadzór nad stowarzyszeniami na swoim terenie i zgodnie z przepisami prawa o stowarzyszeniach może złożyć do sądu wniosek o rozwiązanie stowarzyszenia jeśli to działa niezgodnie z prawem. Prezydent Częstochowy jest z SLD więc bardzo będzie jak zwalić na PiS, stąd pewnie pani prezydent postanowiła go ominąć uderzając od razu do Ziobry, który od jutra będzie się musiał dziennikarzom tłumaczyć dlaczego nic nie może. A akurat rzeczywiście nie może bo dzisiejszy ONR bardzo się pilnuje. „Potępiając rasizm biologiczny, postulujemy zachowanie stanu homogeniczności etnicznej, który sprzyja utrzymaniu pokoju społecznego i stabilności państwa.” – to fragment z aktualnej deklaracji ideowej ONR. Wszyscy czujemy co się pod tym kryje, ale do samego sformułowania trudno się będzie przyczepić gdyby sprawa trafiła do sądu. Trochę jak z ogłoszeniami o „wywoływaniu miesiączki”, o których wiadomo, że są ofertą aborcji ale procesowo to dowód żaden.
W 2009 roku Sąd Rejonowy w Opolu na wniosek prokuratury zdelegalizował brzeski ONR, ale wtedy przynajmniej miał pretekst – wcześniejsze wyroki na trzech członków tej organizacji za w wykonywanie „faszystowskich gestów” podczas uroczystości państwowych na Górze Świętej Anny. Sąd przywołał te wyroki jako dowód głębokiej demoralizacji i zdelegalizował organizację w trosce o zapobieżenie w przyszłości takim incydentom. Można prokuraturze przyklasnąć, że tak to sprytnie rozegrała ale ja bym była ostrożna w dawaniu prokuratorom takiej władzy bo nie ostanie się żadna aktywna w przestrzeni publicznej organizacja – na każdej demonstracji zdarzają się wyczerpujące znamiona przestępstwa gesty, okrzyki i transparenty. Jeśli pozwolimy władzy na wykorzystywanie ich jako pretekstu do delegalizowania całych organizacji, pożałujemy tego szybciej niż nam się zdaje.
Nie jest mi po drodze z ONR i nigdy nie było, nie umiem też zaakceptować umizgiwania się do nich przez PiS ale nie uważam go za zjawisko wystarczająco groźne, żeby w walce z nim zawieszać konstytucyjne prawa i wolności jakiejkolwiek grupy. Tymczasem najważniejszą lekcją z niedawnej awantury o marsz ONR jest zdumiewająca łatwość, z jaką obrońcy demokracji zaakceptowaliby odebranie nielubianym przez siebie środowiskom prawa do zgromadzeń i do zrzeszania się, nawet nie szukając pretekstu w przepisach. Łatwiej sobie Konstytucję wypisać na sztandarach niż uznać, że gwarantuje ona wolności nawet tym, których bardzo – i całkiem słusznie – nie lubimy.