Beata Szydło: Chcę raz na zawsze uciąć spekulacje. To nie media i nie PO będzie decydować o tym, kto będzie tworzył mój rząd. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem na szefa MON w moim rządzie jest Jarosław Gowin.
Jarosław Gowin: To nie pan prezes Jarosław Kaczyński jest kandydatem obozu Zjednoczonej Prawicy na premiera, tym kandydatem jest prezes Beata Szydło. Jeżeli wygramy wybory, to prezes Szydło, będzie kierowała rządem najjaśniejszej Rzeczypospolitej i to jej wypowiedzi należy traktować jako miarodajne.
Trawestując słynne powiedzenie Leszka Millera – „premiera poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale po tym jak kończy”. Beata Szydło swoje premierowanie kończy dokładnie tak jak zaczynała – spokojnie czekając na decyzje zapadające poza nią i robiąc dobrą minę do złej gry. Dwa lata temu konstruując rząd Jarosława Kaczyńskiego, w którym została p.o. premiera nie miała żadnego wpływu na obsadę kluczowych ministerstw i nie wywalczyła sobie tego wpływu przez kolejne dwa lata. Dzisiaj rekonstruując formalnie ciągle jeszcze swój rząd nie ma nic do powiedzenia nawet w kwestii tego kiedy i w jaki sposób sama z niego odejdzie.
„Bawią mnie niektóre materiały dziennikarskie, publicystyczne, stwierdzające, że na 100 procent premierem będzie pan Morawiecki, a na 100 procent nie będzie pai Szydło. Dziś tylko jedna osoba w Polsce wie, jak ma wyglądać rekonstrukcja” – mówi prorządowy (raczej się za to nie obrazi) dziennikarz Wojciech Biedroń i wcale nie ma na myśli nominalnej szefowej tego rządu. Tylko, że nawet jeśli z jakiegoś powodu łaska prezesa pozwoli Beacie Szydło potrwać jeszcze na stanowisku, to po tygodniach upokarzającego wałkowania jej dymisji przez polityków i komentatorów nie byłaby w stanie skutecznie kontynuować misji szefa rządu. Przeciągająca się dyskusja o rekonstrukcji, na którą formalny premier nie ma najmniejszego wpływu i nie jest nawet informowany, pozbawiła Beatę Szydło tej i tak już niewielkiej władzy jaką w swoim rządzie miała. Nie ma najmniejszego sensu przedłużać tego przykrego widowiska widowiska, zwłaszcza, że jest ono bardzo upokarzające dla pani premier a ona sobie niczym nie zasłużyła na takie potraktowanie na odchodnym.
Tak, wiem, chcącemu nie dzieje się krzywda a Beata Szydło przyjmując tekę premiera w 2015 roku była świadoma, że faktyczny ośrodek władzy pozostanie gdzie indziej i się na taki układ zgodziła ale kto wie czy gdyby nie ona PiS miałby dzisiaj swojego prezydenta, większość w Sejmie, za sobą całkiem udane (wizerunkowo) dwa lata rządzenia i nie do końca zasłużenie wysokie sondaże. PiS zawdzięcza Beacie Szydło zbyt wiele, żeby ją żegnać w sposób, w jaki chyba żadna partia nie żegnała swojego premiera. Nawet naprawdę niechętni rządowi i samej pani premier komentatorzy łapią się na ludzkim współczuciu dla kobiety, która po dwóch latach ciężkiej i niewdzięcznej pracy jest właśnie odstawiana na boczny tor a urządzającym polityczną scenę mężczyznom nie przyszło nawet do głowy, żeby zdobyć się na odrobinę elegancji. Nie mieliby dzisiaj takiej władzy, w takim rozmiarze, gdyby nie ona.
Nie wiem jak PiS zaplanował formalne usunięcie Beaty Szydło z urzędu – bo nie ma co udawać, że pani premier jest w tej rekonstrukcji podmiotem – ale to się już chyba nie może skończyć ładnie. Beata Szydło poda się zapewne do dymisji ale w okolicznościach, w których nikt nie będzie miał wątpliwości, że nie jest to w najmniejszym stopniu jej decyzja. Nie dano jej najmniejszej szansy wyjścia z tej rekonstrukcji z twarzą, na jej własnych warunkach, z powodów „zdrowotnych” lub „osobistych”. Zostawiając odrobinę godności, której pozbawia się człowieka traktując go jak niepotrzebną rzecz – bo to z nią właśnie robią, dyskutując i decydując o jej przyszłości bez jej udziału i bez najmniejszej refleksji jak bardzo ją to – nie jako premiera czy polityka, ale po prostu człowieka – upokarza.
Polska polityka zna liczne przypadki kiedy polityk upokorzony bez powodu przez własną partią na różne sposoby się potem za to upokorzenie odgrywał. Szczególnie PiS powinien wyciągnąć lekcje z licznych przypadków swoich kolejnych odtrąconych, którzy szybko znaleźli sposób na odzyskanie utraconej upokorzeniem godności w medialnych spowiedziach i zwierzeniach. „Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz, a odkupisz grzechy i odzyskasz twarz”. Nie wykluczałabym, że podle potraktowana na odchodnym Szydło odnajdzie się kiedyś jako surowy krytyk PiS. Nawet jeśli to dzisiaj nie do pomyślenia. A miałaby o czym opowiadać.