Eryk Mistewicz: Najciekawsze, że Ewę Bugałę na Twitterze atakują głównie kobiety. Nie wchodząc w meritum ataku zastanawiam się jaka jest tego przyczyna. Ktoś ma jakiś pomysł?
Gdyby ktoś wpadł na pomysł, żeby dyskusję o Ewie Bugale skwitować komentarzem „Najciekawsze, że Ewy Bugały na Twitterze bronią głównie mężczyźni. Nie wchodząc w meritum obrony zastanawiam się jaka jest tego przyczyna. Ktoś ma jakiś pomysł?” zostałby słusznie uznany za obleśnego seksistę. Sam pan Mistewicz zapewne mocno by się obruszył, gdyby ktoś mu zasugerował, że broni Ewy Bugały wyłącznie dlatego, że jest młoda i ładna a on jest mężczyzną. Dlaczego zatem zdaje się uważać, że w przeciwieństwie do niego i innych mężczyzn kobiety są pozbawione zdolności do merytorycznej oceny innych kobiet?
Jeśli był jakiś moment, w którym zrobiło mi się Ewy Bugały trochę żal, to właśnie ten, kiedy nawet Eryk Mistewicz się poddał z szukaniem merytorycznych argumentów za jej orlenowskim awansem i postanowił „bronić” jej obrażając hurtem wszystkie wypowiadające się na jej temat kobiety sugestią, że nie są w stanie ocenić Bugały inaczej niż przez pryzmat jej płci. A przecież akurat w tym konkretnym przypadku, osiągnięcia i kompetencje Ewy Bugały są wszystkim doskonale znane a materiał do merytorycznej oceny jej zawodowego kunsztu – przebogaty.
Merytoryczna obrona Ewy Bugały, zwłaszcza po tym jak w swoim pierwszym twicie w roli rzeczniczki Orlenu zagroziła wszystkim procesami za „podważanie jej wizerunku”, to mission impossible, nawet dla kogoś kto się bardzo stara, a sam argument z płci to chwyt nienowy, chętnie sięgają po niego feministki, dzisiaj okazuje się, że równie użyteczny bywa dla prawicy. „Atak rozwścieczonych samców na bardzo ładną kobietę, która miała czelność zająć stanowisko, które oni oznaczyli jako należące do jednego z ich stada” – tak Waldemar Kuczyński bronił Joanny Muchy po tym, jak jej nieudolności na stanowisku ministra sportu nie mógł już znieść Donald Tusk i ją odwołał. Sama zresztą Mucha broniła się podobnie, opowiadając w wywiadach, że jej nie zaakceptowano bo nie piła wódki z działaczami. Koniec końców, okazało się, że skompromitowanej minister w ogóle nie dało się krytykować, bo jak krytykowała kobieta to można było zbyć, że to zazdrość, a jak krytykował mężczyzna to wiadomo – „rozwścieczony samiec”. Wygodne, prawda?
Są przypadki, kiedy kobiety są rzeczywiście dyskryminowane, ale zdecydowanie nie był to przypadek Joanny Muchy, która ministerstwo dostała mimo braku kompetencji. Nie jest to też przypadek Ewy Bugały. Jeśli kobiety mają być traktowane poważnie w życiu publicznym, nie mogą używać płci jako immunitetu przed krytyką, bo jest to krzywdzące dla nich samych. Tak jak krzywdzące dla kobiet – w tym dla samej Ewy Bugały – są komentarze takie jak ten Mistewicza, sugerujące, że jako kobiety jesteśmy gorszą płcią, bo genetycznie niezdolną do merytorycznej oceny innych kobiet. A skoro tak, to dlaczego się w ogóle z naszą opinią liczyć?