Na to pytanie jeszcze nikt nie wpadł, a podstawowe. Kierowca Seicento odwiedził premier Beatę Szydło z kwiatami, czy też adwokat mu zabronił.
Marzena Paczuska
Przyznam, nie wpadłam na to pytanie, ale skoro już szefowa Wiadomości mnie nim zawstydziła, podpowiadam możliwą odpowiedź – kierowca Seicento jest wystarczająco rozgarnięty, żeby wiedzieć, że do szpitalnego łóżka premier rządu nie zostałby dopuszczony bez względu na okazałość przyniesionego bukietu. Podziwiam determinację z jaką dziennikarka TVP broni pani premier przed 21-latkiem, ale chyba nie ma takiej potrzeby. Tak się bowiem szczęśliwie złożyło, że policja pozwoliła odjechać postronnym osobom z miejsca wypadku i w śledztwie wersji kierowcy zgodnie zaprzeczy cała świta pani premier, jakby tego było mało, prawdopodobnie nie da się też odtworzyć prędkości rządowej kolumny w momencie wypadku bo – a to pech! – coś jest nie tak z zamontowanymi w nich rejestratorami. Z braku bezstronnych świadków i niepodważalnych dowodów, w śledztwie będzie słowo młodego kierowcy Seicento przeciwko słowom całej ekipy pani premier więc bez względu na to co się naprawdę wydarzyło w Oświęcimiu, skończy się jakimś skromnym wyrokiem w zawiasach dla kierowcy Seicento. Ale krzywdy nie ma, wyjdzie z tego wszystkiego bogatszy o pieniądze pozwalające na zakup naprawdę wypasionego auta bo wdzięczni internauci już się na niego zrzucają.
Bez względu jednak na to, co ostatecznie „ustali” prokuratura (cudzysłów uzasadniony, bo prokuraturze już się wypsnęło znamienne „Nie wiemy, z jaką prędkością przemieszczała się kolumna, ale nie ma podstaw zakładać, że przekroczyła dozwoloną prędkość”, zbyt wiele padło też stanowczych stwierdzeń i oskarżeń, żeby można było teraz odkręcać i winę rozkładać między obie stuknięte strony, choć wszystko wskazuje na to, że obie są tak samo winne), każdy kto dobrze życzy pani premier powinien stawiać pytania dużo poważniejsze niż to, czy kierowca Seicento wpadł do pani premier z kwiatami. Jeśli kierowca pancernej rządowej limuzyny rozbił ją na drzewie przez nieostrożnego dzieciaka w Seicento, to jakie szanse ma pani premier gdy następnym razem trafi na dobrze przygotowanego zamachowca w tirze?
Może by tak dla odmiany zacząć rozliczać tych, którzy mają największy wpływ na bezpieczeństwo polityków. Może nawet – wiem, wiem, nie do pomyślenia – po prostu zwalniać tych, którzy się nie sprawdzają. Naprawdę nie czekałabym z tym do pierwszego śmiertelnego wypadku. Odpukać!