Wildstein nie działał sam, dzisiaj pojawiły się dwie hipotezy kto za nim stał. Pierwszą hipotezę zgłosił zatroskany Jacek Żakowski w programie Skowrońskiego. Według Żakowskiego Wildstein dostał listę od jakiegoś pracownika IPN, który wiedział, że lista ta spowoduje szturm na IPN, a tym samym opóźnienie lustracji i posłużył się Wildsteinem do blokowania ujawniania agentów, co niby ma jakiś związek z wyborami. Tak sobie kombinuje Żakowski, niestety nie wyjaśnia skąd ten kryjący agentów pracownik IPN wiedział dając Wildsteinowi listę na początku stycznia, że Wildstein przekaże tą listę innym dziennikarzom, a przede wszystkim że Gazeta przerobi ją na „ubecką listę” i rozpęta wokół niej piekło. Pan Żakowski musi popracować nad swoją hipotezą o głupim Bronku – narzędziu w rękach kryjącego agentów pracownika IPN.
Hipoteza Żakowskiego jest i tak dla Bronka przyjemniejsza niż to co wymyślił Marek Barański, który w dzisiejszej „Trybunie” pisze „To, co się stało, to fachowa robota. Wildstein – to w dalszym ciągu moje przekonanie – posłużył komuś wyłącznie jako narzędzie. Kto to zaplanował, skąd wypłynęła inspiracja? – to są pytania do polskiego wymiaru sprawiedliwości, do polskich prokuratorów” a dalej jest coś o terrorystach Al Zarkawiego i strach się bać. Chórek zgodnie histeryzujący na temat zagrożenia jakie sprowadził Wildstein jakoś nie wyjaśnia skąd WSI wie kim jest ktoś kryjący się pod numerem z listy Wildsteina (o ile wiem sygnatury na liście Wildsteina to sygnatury IPN – czyżby WSI miało kopie wszystkich teczek IPN, bo tylko w ten sposób można zweryfikować czy Jan Kowalski z listy to Jan Kowalski agent, nie mówiąc już o tym, że nasi agenci chyba nie działają pod swoimi prawdziwymi nazwiskami). Służby specjalne chcą nam wmówić, że obcy wywiad jeszcze nie ma tego co można przeczytać w czytelni IPN. Może i nie ma bo po co rosyjskim służbom lista Wildsteina, mają kopie całych teczek (włącznie z tymi spalonymi przez Kiszczaka). No ale przynajmniej widać jak mocno Wildstein zagroził interesom ubecji jeśli w ruch idą takie argumenty (które znowu część ludzi kupi). A rozumowanie Barańskiego to wycieczka w czasie w głęboką komunę. „Kto za tym stoi?”. Tylko patrzeć jak szukający od wczoraj paragrafu na Wildsteina Olejnik wyciągnie ten o szpiegostwie. Jak za starych czasów.
Pomysł, że Wildstein nam sprowadza na głowę Al Zarkawiego jest niebezpiecznie blisko opowieściom o lądowaniu talibów w Klewkach. A histerię najcelniej podsumował Witek:
„Można się przestraszyć czytając w Wyborczej przedruki tego, co Baranina był łaskaw zamieścić w Trybunie. Podobno w poniedziałek ma się ukazać reportaż z Łubianki, gdzie na rozwałkę oczekuje as naszego wywiadu Jan Kowalski, którego nazwisko ukazało się na liście Wildsteina. Państwo zagrożone, krew się leje, wszyscy przerażeni – krótko mówiąc „finis Poloniae”. Gdybym był przedsiębiorcą, to natychmiast uruchomiłbym produkcję koksowników. Żarty żartami, ale właśnie się dowiedziałem, że w poniedziałek Gazeta ma opublikować pełną listę naszych agentów zagrożonych dekonspiracją przez upublicznienie listy Wildsteina. Żadna ściema – wykaz będzie autoryzowany przez Dukaczewskiego. Oj, przyjdzie nam chyba zmienić zdanie o Wildsteinie. To jednak straszny szkodnik i szpion.”