„Jeżeli ją w tym tygodniu nie wykończą teczką, to będzie funkcjonowała z tym wpisem. (…) Ja mam taką informację (…) że w tym tygodniu mają ujawnić teczkę o tajnym współpracowniku o pseudonimie Beata.”
Janusz Palikot
Słowa te padły 15 stycznia, w rozmowie z lokalnym działaczem PO i zostały nagrane więc o żadnych niedopowiedzeniach nie może być mowy. Janusz Palikot na dwa dni przed pierwszą rozmową Gilowskiej z Rzecznikiem Interesu Publicznego wiedział, że Gilowska będzie wykończona teczką, znał nawet kryptonim tej teczki. Jak widać miał bardzo dobre źródło informacji. Po dzisiejszej publikacji Dziennika Palikot zrezygnował z ubiegania się o prezydenturę Lublina ale nie zamyka to bynajmniej tematu wyjątkowo dobrze poinformowanego posła bo oto mamy dramatyczny zwrot akcji w „sprawie Gilowskiej”. Ponieważ sprawa jest rozwojowa, zrobiłam małe resume tego co się zdarzyło do tej pory. Jak dla mnie wszystko się układa w spójny acz ponury scenariusz ale może to tylko moja wrodzona podejrzliwość więc się jeszcze chwilę wstrzymam z jednoznacznymi wnioskami, żeby się nie wygłupić. I od razu przepraszam, że będzie długo ale chciałam tu pozbierać kilka cytatów ku pamięci. Ale do rzeczy.
17 stycznia, zgodnie z zapowiedziami Palikota, uruchomiona zostaje teczka Gilowskiej. Pani premier zostaje przesłuchana przez Rzecznika Interesu Publicznego, sama procedura przesłuchania zaskakuje i ją („Byłam zaskoczona, że mam podpisać jakiś protokół. Sądziłam, że to jest tylko rozmowa. Pierwszą informację na piśmie od rzecznika dostałam na kilkanaście godzin przed złożeniem przez niego wniosku do sądu lustracyjnego”) i sędziego Nizieńskiego („To jakieś horrendum (…) Ja i moi zastępcy zawsze wysyłaliśmy list polecony z potwierdzeniem odbioru, informujący o prowadzonym postępowaniu wyjaśniającym i wątpliwościach co do prawdziwości oświadczenia lustracyjnego (…) Podany był też termin. I precyzyjne wyjaśnienie, w jakim charakterze zapraszamy do złożenia wyjaśnień, podejrzanego czy świadka”). W trakcie przesłuchania, ani pierwszego, ani kolejnych, Gilowska nie ma wglądu w materiały na swój temat, choć takie prawo jej przysługuje. Tyle, że gdyby Gilowska w styczniu zobaczyła co ma na nią Rzecznik to by się zapewne skutecznie wybroniła a nie o to przecież chodziło reżyserowi.
Zyta Gilowska: „To szantaż. Jego celem było, bym złożyła dymisję i zwiała. Żaden wniosek nie byłby nigdzie skierowany, nikt nie zobaczyłby papierów, które przygotował rzecznik”
Dlaczego uważam, że Zyta by się wybroniła? Bo jeszcze wtedy Rzecznik miał tylko to co mu zostawił jego poprzednik Nizieński, zapalony lustrator, który sprawę Zyty wnikliwie badał i mocnych dowodów nie znalazł choć wytrwale szukał. Nizieński przesłuchał także Witolda Wieczorka, oficera prowadzącego Beaty, który zeznał „To było moje fałszywe źródło. To nie Gilowska. Ona nie była „Beatą”. W teczce Zyty nie było dowodów wystarczających na zakwestionowanie jej oświadczenia lustracyjnego, potwierdził to pośrednio sam Rodzik, który na pytanie czy wniósłby sprawę do sądu gdyby nie miał zeznań świadków odpowiedział „Bez zeznań świadków myślę, że nie”. Nie trzeba dodawać, że ci świadkowie to esbecy, znalazł ich między styczniem a czerwcem. Świadkowie esbecy najwyraźniej zeznali coś przeciwnego niż oficer prowadzący Beaty skoro to im a nie jego zaprzeczeniom uwierzył Rzecznik. A może sam oficer prowadzący zmienił z jakichś powodów zdanie co do tożsamości Beaty? Podsumowując. W styczniu Rzecznik nie miał jeszcze wystarczających papierów na Zytę, pozbierał je dopiero między styczniem i czerwcem gdy okazało się, że Zyta jest twardsza niż myśleli, nie dała się złamać i nie złożyła cichcem dymisji pod byle pretekstem. Łatwo sobie wyobrazić jak zostałaby wykorzystana jej dyplomatyczna dymisja, jakie byłyby spekulacje co do jej przyczyn i jaka byłaby reakcja runku na informacje, że z rządu potwornych Kaczorów ucieka minister finansów. Szczęśliwie ten kto wymyślił całą akcję nie docenił twardego charakteru Gilowskiej, sędziego Rodzika czekało więc jeszcze kilka miesięcy intensywnych przesłuchań, żeby liche materiały z teczki uzupełnić zeznaniami esbeków i spróbować uderzyć ponownie, tym razem niestety skutecznie. Co było dalej wszyscy wiemy, Gilowska wprawdzie się opierała ale nerwy puściły Marcinkiewiczowi i było po Zycie. Ku rozpaczy jej najwierniejszych i lojalnych przyjaciół z Platformy.
Donald Tusk:
„W piątek wszyscy byli świadkami kolejnego aktu dramatu, jakim są rządy Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. Obóz rządzący dokonał politycznej egzekucji na Zycie Gilowskiej. Kto stoi za tymi morderczymi zapasami? Nie jesteśmy w stanie wskazać głównych reżyserów tego niechcianego spektaklu. Wszyscy płacimy jednak za niego bardzo drogi bilet.”
„Dziś Polską rządzą ludzie nieprzygotowani, niekompetentni, zdolni do tworzenia zamętu, tajemniczych i spiskowych klimatów, natomiast niezdolni do przyzwoitego, stabilnego, przejrzystego rządzenia”
„Rząd bez Zyty Gilowskiej to rząd opanowany przez takich polityków, jak Andrzej Lepper czy Roman Giertych. To jest zły sygnał dla polskich podatników, dla polskich oszczędności, dla polskiego pieniądza”
„Czy to jest próba osłabienia premiera Marcinkiewicza przez wewnętrzną konkurencję w PiS? Ta interpretacja brzmi dość prawdopodobnie”
Jan Rokita:
„Ta sprawa odebrała rządowi Marcinkiewicza zdolność skutecznego działania w najbliższym czasie”
„Żałuję tylko tego, że tak łatwo ludzie rządzący dzisiaj Polską zgodzili się na to, ażeby Zytę Gilowską wycisnąć jak cytrynę, a następnie odrzucić. Nikt jej nie pomógł, nikt jej nie wsparł, nikt jej nie bronił. W moim przekonaniu jest to pewna miara małości ludzi, którzy dzisiaj rządzą”
„Chodziłem z nią do IPN. Broniliśmy jej, szukałem jej dobrego adwokata, który może ją obronić przed Wrzodakiem. To jest ta miara różnicy pomiędzy zachowaniem Platformy Obywatelskiej i ludzi dzisiaj rządzących.”
Liderzy Platformy z udawaną troską wycisnęli z dramatu Zyty ile się tylko dało, do tej pory można się było co najwyżej krzywić, że to pogrywanie nieszczęściem bliskiej do niedawna koleżanki jest trochę niesmaczne, dzisiejsze rewelacje każą jednak na wszystko spojrzeć zupełnie inaczej. Ze „sprawy Gilowskiej” zrobiła się „sprawa Palikota”, a wszystko jeszcze przed nami bo przecież nikt nie uwierzy, że Tusk i Rokita nie wiedzieli o czymś o czym wiedział Palikot. Tuskowe pytanie o „głównych reżyserów tego niechcianego spektaklu” wciąż pozostaje otwarte ale już raczej nie w PiSie będziemy ich szukać. Być może wskazówkę dał sam Tusk mówiąc, że Zyta „zapłaciła najwyższą cenę za to, że dała się namówić do tej gry w PiS”. Zyta zapłaciła, teraz szukamy tego kto wystawił rachunek. Profesor Staniszkis mogła mieć rację.
Jadwiga Staniszkis: „Ludzie, którzy w okresie PRL pracowali w służbach cywilnych lub wojskowych, stworzyli swego rodzaju spółdzielnię usługową zbierającą różnego typu haki. Kiedy dana osoba wchodzi w orbitę partii, którą chce się zaatakować, te haki zostają użyte. Absurdem jest formułowana przez Donalda Tuska hipoteza, jakoby Zyta Gilowska padła ofiarą wewnętrznych rozgrywek w PiS. Ta sprawa uderza bowiem mocno w całą tę partię, i to przed wyborami samorządowymi. Uderza też w wizerunek rządu. Gilowska była przecież postrzegana jako jedyna przeciwwaga dla ewentualnych populistycznych zapędów części obozu władzy.”
Sprawa Gilowskiej śmierdzi i przypudrować się jej nie da. Jeśli jest w niej coś optymistycznego to to, że ten kto ją zmontował popełnił błąd i nie docenił przeciwnika. Nie docenił Gilowskiej i jej determinacji, żeby sie oczyścić. Zamiast ze wstydem wycofać się dyskretnie z polityki, zgłosiła doniesienie o szantażu lustracyjnym, wyprowadzając sprawę swojej teczki z biura Rzecznika do prokuratury, co może mieć decydujące znaczenie dla wyjaśnienia sprawy. Na razie pozostaje z niecierpliwością czekać na obszerne wyjaśnienia Platformy. To się szanowni panowie pod dywan nie zmieści.