„Nie wiem zresztą o co dokładnie chodziło Wildsteinowi (to chyba zadanie bardziej dla psychologów), bo sam w tej sprawie raczej prawdy nie mówi„.
Jerzy Baczyński
Niech się Baczyński zdecyduje czy Wildstein jest psychiczny, czy tylko kłamca. Jeśli kłamca, to nic prostszego jak jego kłamstwa konsekwentnie demaskować, wtedy nie będzie potrzeby sięgać po wyświechtane chwyty, takie jak sugerowanie niezrównoważenia psychicznego adwersarza.
„Sam Wildstein (oficjalnie) i szef IPN prof. Kieres podkreślają, że w żadnym przypadku tego spisu z natury nie można traktować jako listy agentów„
„Oficjalnie”? To znaczy, że „nieoficjalnie” Wildstein mówi całkiem co innego i przedstawia tę listę jako listę agentów? Z góry rozgrzeszam Wildsteina jeśli za to pomówienie da Baczyńskiemu w pysk bo chyba na nic innego takie oszczerstwa nie zasługują. 1
Przy okazji afery Wildsteina można się dużo dowiedzieć o naszym medialnym światku. Oto na przykład redaktor naczelny poważnego tygodnika sugeruje, że Wildstein nieoficjalnie mógł nazywać listę IPN „listą agentów” ale to, że Paweł Wroński z Wyborczej nazywa ją „listą agentów” całkiem oficjalnie, wprost i na papierze – to Baczyńskiemu nie przeszkadza (Wroński: „Obecnie w mediach na CD krążą „listy agentów”, które pochodzą z bazy inwentarzowej IPN. To spełnienie Pana postulatów, aby wreszcie ujawnić listę agentów„). Co więcej, nie przeszkadza mu też, że jego własny pracownik Żakowski publicznie twierdzi, że lista ta funkcjonuje jako lista agentów (Wildstein: „Gdyby nie decyzja Gazety Wyborczej, która nazwała ją listą tajnych współpracowników…”, Żakowski: „Ale generalnie ją tak nazywamy„). Wczoraj w TVN24 Baczyński poparł zwolnienie Wildsteina z Rzepy mówiąc, że zrobiłby to samo. Zanim się Baczyński weźmie za ustawianie kadr w najlepszej polskiej gazecie, może zająłby się własnym podwórkiem bo to co w niedzielę Żakowski zrobił z profesor Staniszkis na pewno dziennikarstwem nie jest. Ale widać mieści się w kodeksie etycznym Baczyńskiego. Tak jak mieści się w nim opluwanie.
A jak już Baczyński się bierze za sądzenie Wildsteina, to może się przyzna od kiedy wiedział o liście, i o tym, że wyniósł ją Wildstein. Bo to bardzo śmieszne jak kolejne głosy oburzenia się odzywają dopiero od soboty, od artykułu w Gazecie (Żakowski, Stasiński i Gauden – wszyscy twierdzą, że dowiedzieli w sobotę, że to Wildstein wyniósł, kupa śmiechu). Czy naprawdę wszyscy dzisiejsi obsobaczacze Wildsteina potrzebowali zielonego światła od Gazety? Bo na to wygląda. Wszyscy wiedzieli, wszyscy milczeli, ale jak Gazeta uderzyła, to się tu jakieś plucie na wyścigi odbywa. „Panowie, gramy na gwizdek”
Zsynchronizowane i odroczone w stosunku do „przestępstwa” ataki na Wildsteina potwierdzają, że nie chodzi o to co Wildstein zrobił (o czym wiedzieli od dawna) ale o to jak postanowiła to rozegrać Gazeta (o czym wiedzieli dopiero od soboty). Na długo przed artykułem w Gazecie wszyscy wiedzieli co Wildstein zrobił, ale dopiero po artykule został kanalią, barbarzyńcą i czym tam jeszcze.