Marzena Paczuska: To dzień manifestacji kobiet, które zatraciły kobiecość, wdzięk i radość życia. Kobiet, których mężczyźni nie zrozumieją i nie chcą. Będziemy oglądać obrazy i usłyszymy hasła, które są demonstracją antykultury. Cywilizacja wyzwolonych z szacunku do siebie atakuje.
Jeśli PiS nie chce się całkiem wyłożyć na aborcji, powinien szczelnie zamknąć uszy na takie głosy bo są to uogólnienia nie tylko nieprawdziwe i krzywdzące, ale przede wszystkim bardzo niebezpieczne dla każdego kto się nimi okłamuje. To tak jak wierzyć, że w Marszu Niepodległości szło 60 tysięcy faszystów, bo skoro nie przeszkadzali im organizatorzy i transparenty to znaczy, że podzielają. Nic bardziej mylnego. Czarny Piątek to nie tylko agresywne zwolenniczki aborcji, ale także zwykłe kobiety i wspaniałe matki. Ale żeby to dostrzec trzeba wychylić nos ze swojej internetowej bańki i zwyczajnie posłuchać drugiej strony. Wiele moich maszerujących koleżanek aborcję uważa za zabijanie i wcale nie popiera liberalizacji ustawy, chce jedynie zachowania trudnego dla wszystkich kompromisu zostawiającego wąski margines dla sytuacji naprawdę ekstremalnych. Wrzucając je do jednego worka z etykietą „zwolennicy mordowania dzieci” – a robi to nie tylko Paczuska ale wielu poważnych polityków z prawej strony – PiS skazuje się na jeszcze boleśniejszą przegraną w sporze, którego i tak nigdy nie miał szansy wygrać. Na tym etapie może już tylko minimalizować straty i im dłużej z tym zwleka, tym tych strat będzie więcej.
Jestem w stanie zrozumieć, że PiS nie ma odwagi odrzucić radykalnego projektu Kai Godek, ale przetrzymywanie go w nieskończoność w komisjach niczego nie załatwi. Poza kolejnymi miesiącami niewygodnego dla PiS wałkowania tematu i eskalacją wzajemnej agresji. Kiedyś w końcu trzeba będzie się opowiedzieć, lepiej uciąć trudny temat szybko i stanowczo, zanim szkody staną się nieodwracalne. W tej sprawie nie da się zadowolić obu stron, nie da się też umyć rąk. Jedynym wyjściem jakie obecnie widzę jest jak najszybsza zapowiedź włączenia tematu w prezydenckie referendum i zaprzestanie prac nad projektem Kai Godek do czasu jego rozstrzygnięcia. Dla PiSu będzie to rozwiązanie stosunkowo bezpieczne, bo oddając głos obywatelom będzie mógł zrzucić temat z politycznej agendy, a ponieważ gospodarzem referendum jest prezydent, będzie mieć pełną kontrolę nad referendalnym pytaniem. Jeśli będzie ono brzmiało np. „Czy jesteś za zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej”, nawet ogromna przewaga głosów na „nie” nie naruszy status quo, za to pozwoli z czystym sumieniem, bo podpierając się wolą obywateli, porzucić raz na zawsze projekt Kai Godek, wcale nie wykluczając prac nad uznaniem zespołu Downa za niespełniający ustawowej przesłanki. Jeśli zaś obywatele opowiedzą się za zaostrzeniem ustawy, jego przeciwnikom będzie bardzo trudno argumentować przeciwko demokratycznie wyrażonej woli społeczeństwa. Na tym etapie referendum to jedyne rozwiązanie pozwalające zachować aborcyjny kompromis bez konieczności politycznego opowiadania się w sprawie, za to wytrącając na przyszłość argumenty obu stronom próbującym. Jeśli PiS wybierze przeczekiwanie, będzie miał kolejne miesiące awantury, którą na końcu i tak przegra. Najpierw wizerunkowo, a potem przy wyborczej urnie.