Strach pomyśleć co się będzie działo po otworzeniu szafy Lesiaka na oścież skoro już uchylenie jej powoduje lekką panikę wśród głównych bohaterów, którzy nie są w stanie nawet przedstawić spójnej wersji zdarzeń, choć przecież na uzgodnienie linii obrony mieli kilkanaście lat. A dali się wziąć z zaskoczenia i wczoraj zaprezentowali kilka wzajemnie wykluczających się wersji.
Wersja Jana Lesiaka (szafmistrz): Polecenie inwigilacji było poleceniem fikcyjnym za pomocą którego Lesiak chciał sprawdzić czy jakiś pracownik nie wynosi informacji na zewnątrz.
Wersja Piotra Niemczyka (dyrektor UOP): Inwigilacja prawicy była indywidualną inicjatywą pracownika UOP.
Wersja Andrzeja Milczanowskiego (szef MSW): Inwigilacja owszem, była, ale nie dotyczyła działalności politycznej, ale kryminalnej inwigilowanych polityków.
Wersja Lecha Wałęsy (prezydent): Kaczyńscy sami zlecili i prowadzili inwigilację.
Najbardziej oczywiście podoba mi się wersja Wałęsy, zabójczo logiczna, jak przystało na lidera Polskiej Partii Rozsądku. Wałęsa zresztą poszedł dalej, bo zarzucił Kaczyńskim nie tylko samoinwigilację („[Inwigilacja] była, ale w wykonaniu Kaczyńskich (…); oni są inicjatorami tego wszystkiego”) ale także plan doprowadzenia do internowania go („Mam nadzieję, że znajdą się dokumenty, które będą mówić o tym, że ludzie z tej grupy chcieli mnie po raz drugi internować”). Niestety, żaden z dociekliwych inaczej dziennikarzy nie dopytał Wałęsy dlaczego Kaczyński miał zlecić Lesiakowi ustalenie co najbardziej lubi jeść i jak się nazywa jego kot. Oraz w jaki sposób ta inwigilacja Kaczyńskich przez Kaczyńskich na zlecenie Kaczyńskich miałaby pomóc Kaczyńskim w internowaniu Wałęsy. Nie dopytali, nie skomentowali, ograniczyli się do bezmyślnego powtarzania tej bzdury roku. Pajacowanie Wałęsy to oczywiście żadna nowość, był czas się przyzwyczaić ale te wszystkie obrażające zdrowy rozsądek wyjaśnienia Niemczyka, Milczanowskiego i Wałęsy pokazują, że sprawa na pewno nie była prywatną inicjatywą Lesiaka, bo przecież gdyby była, nie byłoby potrzeby odstawiać takiej szopki i wymyślać kolejnych wersji, a co jedna to bardziej księżycowa.
Dokumenty z szafy Lesiaka przejrzałam tylko pobieżnie ale jedno mnie uderzyło, a mianowicie daty. Notatka w której esbecy III RP zdają sprawozdanie z przeprowadzonych przeciwko prawicy działań inwigilujących i dezintegrujących pochodzi z sierpnia 1993 i kończy się zdaniem „Czynności dezintegracyjne będą w miarę mozliwości operacyjnych kontynuowane”. A przecież w marcu tego samego roku Kaczyński ujawnił instrukcję 0015/92. W jakim kraju żyliśmy, że mimo nagłośnienia instrukcji jeszcze pięć miesięcy później UOP inwigilował sobie w najlepsze, nie obawiając się ani żadnych wewnętrznych procedur kontrolnych, ani „wolnych” mediów, niczego? To jest najbardziej porażające. Po ujawnieniu instrukcji prokurator zajął się Kaczyńskim, a Lesiakiem nie zajął się nikt – ani media, ani jego bezpośredni szefowie, ani najwyższe władze. Nikt mu nie przeszkodził przez kolejnych 5 miesięcy i dłużej. Nie chciał? Nie był w stanie? Jedna wersja gorsza od drugiej. I właśnie z powodu tych pięciu miesięcy dzielących awanturę o instrukcję i dokumenty z szafy, trudno mi uwierzyć Rokicie gdy mówi, że o niczym nie wiedział. Mam nadzieję, że znajdzie się odważny dziennikarz i zada ówczesnemu szefowi URM proste pytanie o to co jako „nadpremier” zrobił – między marcem a sierpniem, czyli między ujawnieniem instrukcji a datą na dokumencie z szafy – dla wyjaśnienia publicznie postawionych zarzutów o nielegalne działania służb specjalnych wobec legalnej opozycji. Bo że przynajmniej od marca wiedział – nie ulega wątpliwości, wiedzieli przecież wszyscy z mediów. Do ustalenia pozostaje więc tylko czy się na to godził i dlatego nie zrobił nic, żeby Lesiaka powstrzymać, czy po prostu nie był w stanie nic zrobić. Wyjaśnienie tej sprawy pozwoli nam lepiej zrozumieć Polskę A.D. 1993. Co nieco o tej Polsce powiedział zresztą sam Wałęsa, zanim mądrzy doradcy nie podsunęli mu wersji o samoinwigilacji Kaczyńskich. Komentując inwigilację Sikorskiego przez WSI Wałęsa mówił:
„To było państwo w państwie i to dość długo. To była taka siła, że byliśmy za słabi, żeby jakiś większy ruch tu zrobić; to nieprawda, że i dzisiaj jesteśmy mocni ale jesteśmy dużo mocniejsi (…) Gdybym tu próbował mocniej wyjaśniać, czy atakować, prawdopodobnie bym doprowadził do wielkiego zwarcia i nie wiem, czy by się krew nie polała (…) Gdybyśmy dziób otworzyli nieodpowiednio, to byśmy wszyscy poszli w chmurkę.”Lech Wałęsa
Szkoda, że nigdy tego tematu nie rozwinął. Szkoda, że dzisiaj wciska bajki o tym, że Kaczyńscy sami na siebie wydali zlecenie i sami je realizowali. Szkoda, że dla III RP to Lesiak jest pozytywnym esbekiem, bo wiernie służył nowemu panu, choć esbeckimi metodami (Wałęsa właśnie zapowiedział, że chętnie by odznaczył Lesiaka za to co zrobił), zaś złym esbekiem jest Hodysz, zdymisjonowany przez Wałęsę z uzasadnieniem „Mam wątpliwości, czy zdradę, kiedy mamy wolny kraj, jest dobrze popierać. Czy ludzie, którzy mają tendencję do zdrady, mogą być w pewnych miejscach” (dla młodszych czytelników – zdrada Hodysza polegała na podjęciu współpracy z opozycją, za co przesiedział ponad 4 lata w więzieniu). Smutne to wszystko.