Humanitarni gawędziarze

Kiedy premier Ewa Kopacz podejmowała zobowiązanie w sprawie relokacji uchodźców, Polska była w stanie bezpiecznie przyjąć do 7 tys. uchodźców. Nasz kraj miał to przygotowane, że mógł się tymi osobami zająć.
Małgorzata Kidawa-Błońska
Nie wiem na czym pani Kidawa-Błońska opiera tak optymistyczne stwierdzenie, gdy jeszcze w styczniu 2016 roku Komisja Europejska oceniała, że Polska ma przygotowanych…100 miejsc dla relokowanych uchodźców, a brakujące 6 900 miejsc raczej nie zniknęło wraz z utratą władzy przez Platformę. Każdy kto się choć trochę interesuje tematem uchodźców w Polsce wie, że kilkanaście ośrodków w jakich przebywają już jest mocno przeludnionych, brakuje wykwalifikowanej kadry i infrastruktury, a rozlokowanie z dala od większych ośrodków praktycznie uniemożliwia jakąkolwiek integrację ze społecznością lokalną. Nie żeby uchodźcy na mocy unijnych porozumień zawartych ponad ich głowami podlegający relokacji – to swoją drogą całkiem zgrabny eufemizm na przymusowe przesiedlenie – byli taką integracją zainteresowani, skoro ani oni do nas nie chcieli, ani my – sądząc po badaniach opinii publicznej – nie bardzo ich chcemy. Jeśli integracja się nie udaje nawet w krajach dużo bardziej otwartych i wobec przybyszów, którzy sami je sobie wybrali, to nie wiem jak miałaby się udać u nas wobec obcych nam kulturowo osób przymusowo do nas przesiedlonych. Myślę, że to jeden z powodów dla których rząd Ewy Kopacz od początku kryzysu imigracyjnego nie zrobił realnie nic, aby umożliwić przyjęcie uchodźców, ograniczając się jedynie do pustych deklaracji chęci, obliczonych bardziej na zachodniego odbiorcę.
Gdy PiS przejął władzę i uznał, że od zobowiązań poczynionych przez rząd Ewy Kopacz nie da się wykręcić, niektórzy ministrowie rządu Szydło – np. Jarosław Gowin – podtrzymywali gotowość przyjęcia kilku tysięcy uchodźców ale wyłącznie chrześcijan lub jazydów. I może gdyby takie propozycje nie spotykały się wtedy z histerią „salonu”, porównującego pomysł selekcji uchodźców do faszystowskich Niemiec, temat naszych zobowiązań wobec Unii Europejskiej mielibyśmy już zamknięty bo przez te półtora roku spokojnie udałoby się we współpracy z parafiami rozlokować te kilka tysięcy chrześcijan.
Małgorzata Kidawa-Błońska i dzisiaj widziałaby uchodźców – ale absolutnie nie wybranych według religii – umieszczonych w parafiach, które dla lewicy są dyżurnym argumentem za tym, że przecież mamy mnóstwo miejsca i mocy przerobowych. Ale czy to nie uczucia religijne muzułmanów są dyżurnym pretekstem do systematycznego rugowania śladów chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej? Na pewno ktoś, kogo obraża krzyżyk na szyi stewardessy czy choinka na miejskim rynku będzie chciał zamieszkać na zakrystii? Bo ja jakoś tego nie widzę i bardzo jestem ciekawa jak sobie to w praktyce wyobraża pani Kidawa-Błońska.
Kto chce, szuka sposobów. Kto nie chce, szuka powodów. Jeśli podjęliśmy zobowiązanie i chcieliśmy go dotrzymać, trzeba było iść za pomysłem Gowina, próbującego pogodzić zobowiązanie z nastrojami. Nie trzeba byłoby się dzisiaj licytować kto bardziej obronił Polskę przed muzułmanami. Kilku tysięcy chrześcijan z Syrii naprawdę nikt by nie zauważył.

About kataryna

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *