Ciekawe informacje można znaleźć na blogach ludzi mediów. Na przykład u Macieja Strzembosza, który we wpisie „Kto upilnuje strażników” przedstawia kulisy powstawania pewnego artykułu śledczego.
„Polskie media toczy gangrena. Tyle tylko, że jest to gangrena nie tylko i nie przede wszystkim polityczna, lecz przede wszystkim – korupcyjna. Oto przykład jak działa jamniczek.
Bogatemu lobby K. nie podoba się działalność osoby A. Wynajmuje więc dziennikarza śledczego G. Dziennikarz bierze kasę i zobowiązuje się zniszczyć wiarygodność osoby A. Zaczyna więc krążyć i wypytywać: o rozwód, o rzekomo przerwaną ciążę, o rzekome wyremontowanie mieszkania ze środków publicznych, o rzekomy nepotyzm, o przydzielanie sobie i kumplom dotacji. Pyta o wszystko, oprócz naruszonych interesów lobby K. Ten aspekt jakoś dziwnie go nie interesuje. Następnie dziennikarz G. proponuje tekst różnym redakcjom. Nagle – pech. Redakcje nie biorą. A redaktor G. wziął (kasę od lobby K.).Zostaje więc ostatnia deska ratunku. Redaktor G. udaje się do redaktora B. mającego dużo silniejszą pozycję polityczną i zawodową. Nie wiadomo jakich argumentów używa. Ale teraz tematem zajmuje się redaktor B. Krąży po tych samych ścieżkach i wypytuje o to samo: o rozwód, o rzekomo przerwaną ciążę, o rzekome wyremontowanie mieszkania ze środków publicznych, o rzekomy nepotyzm, o przydzielanie sobie i kumplom dotacji. Ba, zadaje pytania na piśmie tym samym instytucjom, które dziwnym trafem nie różnią się niczym od pytań zadawanych przez redaktora G. Przygotowuje tekst. I w razie czego zezna z czystym sumieniem, że nigdy nie dostał zlecenia od lobby K. Redakcje są wobec takiego procederu właściwie bezbronne. Opinia publiczna jeszcze bardziej. Osoby obsmarowywane – takoż. Jeśli wystrzelisz dość gówna, zawsze się coś przyczepi.”
Komentarz Strzembosza pochodzi z grudnia, pewnie mało kto zwrócił uwagę na ten fragment – wciśnięty w długi tekst i zbyt ogólny żeby można było zidentyfikować bohaterów. Na dodatek Strzembosz skomentował artykuł, który się jeszcze nie ukazał, a jak już się ukazał to trudno było go skojarzyć z jakimś starym starym wpisem na czyimś blogu. Przedwczoraj Strzembosz przypomniał tamten wpis i wiadomo już, że chodzi o tekst „Love story z korupcją w tle” autorstwa Bertolda Kittela (przy współpracy Agaty Byrskiej). Redaktorem G. jest zatem owa mało znana dziennikarka Agata Byrska, zaś redaktorem B. sam Dziennikarz Roku 2006 w kategorii „dziennikarstwo śledcze”, wielki Bertold Kittel.
Nie pierwszy raz uczciwość Kittela jest podawana w wątpliwość, tym razem jednak robi to ktoś kto nie jest negatywnym bohaterem artykułów Kittela, nie ma więc osobistego interesu w podważaniu jego dziennikarskiej uczciwości. Trudno rozstrzygać o prawdziwości zarzutów stawianych przez Kittela Agnieszce Odorowicz, tym bardziej, że cały artykuł zbudowany jest wyłącznie na wypowiedziach anonimowych informatorów, których wiarygodność trudno ocenić, zwłaszcza jeśli się nie ma bezgranicznego zaufania do spisującego ich relacje dziennikarza. Ja niestety nie mam i po tym artykule, a zwłaszcza po komentarzu Strzembosza, raczej mi nie wzrośnie.
Strzembosz pisze wprost, że artykuł jest na zlecenie i za pieniądze, oskarżenie dotyka gwiazdę dziennikarstwa śledczego, dopiero co wybranego Dziennikarzem Roku. Nie wyobrażam sobie, żeby Rzepa mogła zignorować takie oskarżenie wobec swojej gwiazdy, Strzemboszowi należy się pozew? Czy będzie? Wątpię, prędzej koledzy dziennikarze zajmą się Strzemboszem, w końcu w każdej redakcji są tacy co to „się kurwa nie znają na gazie” i nikomu nie jest na rękę czyszczenie środowiska. Po co sądy skoro można się rozprawić na łamach. A Kittel będzie zbierał kolejne laury.