Czytajcie Ściosa!

Aleksander Ścios: W zalewie propagandy sączonej przez rządowe „wolne media”, uwadze odbiorcy umyka fakt, że za tą kandydaturą [Andrzeja Dudy] stoi świadomy i w pełni racjonalny wybór dokonany przez prezesa Kaczyńskiego. To on jest „ojcem” prezydentury Andrzeja Dudy i przez wiele miesięcy zapewniał nas, że postać byłego ministra w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego wyznacza dla Polski świetlane  perspektywy. Tylko Jarosław Kaczyński mógłby odpowiedzieć na pytanie: dlaczego człowiek tak słaby i podatny na manipulacje, o niebotycznie rozdętym ego i równie dojmującej pustce intelektualnej, został wyznaczony na następcę Komorowskiego? Jest to pytanie nie tylko o cechy osobowości kandydata, ale o rzeczywiste przesłanki decydujące o wyborze. W realiach III RP są one zwykle zawężone do prostych zasad – obecności kompr-materiałów lub typowania „naszego” człowieka na ważne stanowiska. Pan Kaczyński wie – dlaczego Andrzej Duda miał zostać prezydentem, a PiS mógł „wygrać” wybory parlamentarne. Wie zatem, że inscenizacja „dobrej zmiany” musi uwzględniać bariery wytyczone przez „akuszerów” nowego rozdania, a margines dowolności jest stosunkowo niewielki. Nie ma też żadnych podstaw, by rozdzielać (jak czynią to propagandyści) zachowania prezydenta od intencji pana Kaczyńskiego. To on ponosi całkowitą odpowiedzialność za „wybudzenie” Andrzeja Dudy, za prezydencką frondę i mistyfikację „dobrej zmiany”.
Kto kryje się pod pseudonimem „Aleksander Ścios” można łatwo sprawdzić wrzucając w google ten pseudonim oraz nazwisko czeskiego dziennikarza Tomas Forro, którego dziennikarskie śledztwo raczej nie pozostawia wątpliwości co do tożsamości blogera. Osobiście nie mam wątpliwości, że kto pod pseudonimem „Aleksander Ścios” pisze to, czego Antoni Macierewicz nie ośmiela się (jeszcze) powiedzieć pod nazwiskiem. Przytoczony obszerny fragment najnowszego wpisu Ściosa dobrze oddaje jego wizję świata – „dobra zmiana” jest w istocie mistyfikacją, w której całkiem świadomie uczestniczy sam Jarosław Kaczyński i to od samego początku, a elementem tej mistyfikacji było wystawienie kandydatury Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. „Andrzej Duda, jako kandydat „zatwierdzony” i wystawiony na mocy paktu między różnymi grupami wpływu, dążącymi do zachowania status quo – był skazany na wygraną” – pisze Ścios, oskarżając Kaczyńskiego wprost o paktowanie z układem, żeby „było tak jak było”. Mocne, prawda? Trudno sobie wyobrazić poważniejsze oskarżenia pod adresem Jarosława Kaczyńskiego niż te, jakie formułuje Aleksander Ścios i zdobywa dla nich naprawdę duży poklask wśród „ludu pisowskiego”. I choćby dlatego każde działanie czy wypowiedź osłabiające prezydenta są na dłuższą metę dla prezesa samobójcze, bo minister, którego stronę w tym sporze trzyma prędzej czy później zwróci się także przeciwko niemu. Ba, już się zwraca, tylko na razie jeszcze nie osobiście. Ale jest raczej oczywiste, że w swoim najmocniejszym ministrze prezes wcale nie ma sojusznika, jest raczej jego kolejnym celem.  
Środowisko Macierewicza właśnie idzie na kolejną wojnę z prezydentem, tym razem żądając publikacji aneksu do raportu WSI. Zanim prezes poprze w tym sporze ministra na złość prezydentowi, powinien zrozumieć, że każde oskarżenie jakie w sprawie aneksu wysuną „macierewiczowcy” pod adresem prezydenta Andrzeja Dudy będzie także oskarżeniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, bo to jego decyzją aneks pozostał tajny. 

About kataryna