Ziobro musi odejść

Jarosław Gowin:Nie przesądzam, czy treść tego nagrania jest w 100 proc. wierna, ale padają z ust pana prezesa Milewskiego takie sformułowania, które nie tylko jako ministra sprawiedliwości, ale przede wszystkim jako obywatela oburzają do żywego. Nie może być zgody na to, by w polskich sądach pracowali ludzie, którzy gotowi są przyjmować zlecenia polityczne.
Tak Jarosław Gowin, wtedy minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, tłumaczył konieczność odwołania z funkcji Ryszarda Milewskiego, „sędziego na telefon”, który przekonany, że rozmawia z przedstawicielem premiera wykazał gotowość realizacji politycznych zleceń. Dzisiaj Gowin jest dużo bardziej wstrzemięźliwy w sprawie grasującego w Ministerstwie Sprawiedliwości Gangu Olsena, chociaż przecież przy obecnej ministerialnej ekipie Milewski wypada jak amator. 

„Daj sygnatury akt i napisz, czego obie sprawy dotyczą” – odpowiada Jakub Iwaniec na prośbę obsługującej ministerialną kastę Emilii o przyspieszenie terminu ważnych dla niej spraw sądowych. Czy samo zaangażowanie się pracownika ministerstwa w taką rozmowę nie wyczerpuje znamion art. 230 Kodeksu karnego? „Kto, powołując się na wpływy w instytucji państwowej albo wywołując przekonanie innej osoby lub utwierdzając ją w przekonaniu o istnieniu takich wpływów, podejmuje się pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8” – chyba to właśnie zrobił Iwaniec w ramach odwdzięczania się Emilii za jej hejterski trud. I nie ma najmniejszego znaczenia, czy potem podjął jakieś działania w celu przyspieszenia rozpraw – swoją drogą, mam nadzieję, że ten wątek media też sprawdzą – aby prokurator się panem Iwańcem zajął. Tymczasem jedyną konsekwencją po kilku dniach od ujawnienia afery jest zwolnienie Iwańca z ministerstwa, z którego spokojnie sobie wróci do orzekania, chyba, że internauci znowu zrobią raban i trzeba będzie go w ostatniej chwili ściągać z już rozpisanej wokandy, jak to miało miejsce w przypadku męża Emilii. Bo samozwańczy uzdrawiacze wymiaru sprawiedliwości nie mają nawet tyle przyzwoitości, żeby choćby dla zachowania pozorów kogoś przykładnie surowo ukarać. Brak poważnych konsekwencji dla członków kasty sprawia, że nie wierzę w zapewnienia ministra Ziobry o jego braku wiedzy o tym, co wyprawiali jego bliscy współpracownicy. Raczej sądzę, że ostatecznie wszystkich oszczędzi, upychając ich po cichu na mniej eksponowanych stołkach, nie chcąc ryzykować, że zaczną sypać jak Emilia gdyby na przykład spróbował usunąć ich z zawodu.

Myślę, że Jarosław Kaczyński po pierwszym okresie niepewności wyznaje doktrynę Tuska: tak naprawdę nie da się nic solidnie naprawić” – powiedział niedawno Rafał Matyja i przynajmniej w odniesieniu do wymiaru sprawiedliwości trudno się z nim nie zgodzić. Choć nie jest jasne czy w tym przypadku naprawdę „nie da się”, czy tylko nikt nie próbował. Po wygranych przez PiS wyborach złośliwie komentowano, że miała być „dobra zmiana” a jest „dobra, zmiana”. W różnych obszarach jest różnie ale stan wymiaru sprawiedliwości po czterech latach „naprawiania” go przez Zbigniewa Ziobrę z pewnością można tak podsumować. Nie udało się sądów oczyścić z patologii, ale za to udało się powsadzać swoje miernoty o nienachalnej etyce wszędzie tam, gdzie na tych patologiach można coś dla władzy załatwić. 

About kataryna