Andrzej Rzepliński: Nawet nie myślałem o tym, moi poprzednicy też nie. Jestem przekonany, że nic jej nie grozi. Natomiast jeżeli ochrona została jej przyznana, to nie widzę w tym skandalu. Jest zbędna, ale zapewni komfort sprawowania urzędu.
Tak były prezes Trybunału Konstytucyjnego skomentował przyznanie obecnej prezes ochrony. Rzepliński udzielił tyle wywiadów, że nie musi pamiętać wszystkiego, co w nich naopowiadał ale ja dobrze pamiętam jeden taki wywiad, w którym nie tylko przyznał, że jest dyskretnie chroniony przez policję ale też snuł opowieści na temat czyhających na niego zagrożeń. Przywołał nawet na te okoliczność Barbarę Blidę, dając chyba do zrozumienia, że na jego życie dybią nie tylko szaleńcy, ale być może także służby specjalne własnego państwa.
Andrzej Rzepliński: Wszystko jest możliwe. Jest możliwe również to, że nagle przejedzie mnie samochód. Jestem dyskretnie pilnowany przez policję. Pilnowany w sensie chroniony. Tu naturalnie, jak w przypadku pani Blidy – nikt nie wydaje żadnych poleceń, rozkazów. Są wariaci, wykręceni, którzy czują się do tego upoważnieni.
Dzisiaj ten sam Rzepliński z kiepsko skrywanym poczuciem wyższości komentuje ochronę przyznaną Julii Przyłębskiej, której nic nie grozi. Nie wiem czy w sprawie Julii Przyłębskiej były jakieś sygnały o możliwym zagrożeniu, nie może też tego wiedzieć Rzepliński. I akurat Rzepliński jest ostatnim, który powinien zasadność ochrony prezesa Trybunału Konstytucyjnego komentować, skoro jeszcze dwa lata temu widział zagrożenie własnego życia. A przecież, umówmy się, zarówno on, jak i jego następczyni, są w takim samym stopniu czynnymi politykami, choć po różnych stronach. Żadne nie jest i nawet nie próbuje udawać apolitycznego sędziego. I biorąc pod uwagę temperaturę sporów, oboje mają prawo czuć się zagrożeni w podobnym stopniu, tak jak mają prawo czuć się zagrożeni inni politycy z obu stron polsko-polskiej wojny. Rzepliński na usprawiedliwienie swoich obaw przywołał Blidę, Przyłębska mogłaby przywołać Rosiaka, i naprawdę trudno rozstrzygnąć, które z nich ma większe powody do obaw o swoje bezpieczeństwo, bo w hodowli szaleńców oba obozy mają porównywalne sukcesy.
Napisałabym, że jestem niepoprawną idealistką, ale słowo „niepoprawną” dawno już przestało pasować. Jestem patologiczną idealistką, bo choć dawno już nie powinnam niczego po polskich politykach oczekiwać, ciągle potrafi zaboleć dramatyczny brak klasy. Bo tym dla mnie jest jakiekolwiek komentowanie przez byłego prezesa TK ochrony przyznanej jego następczyni, bez żadnej wiedzy jakie były powody, za to z ostentacyjną pewnością, że nie było żadnych. A gdy się jest politykiem, który dopiero co robił z siebie drugą Blidę, to po prostu kompromitacja.