Michał Dworczyk: Mówimy o naruszeniu administracyjnym, a nie antykorupcyjnym. Sytuacja wyglądała tak, że odchodzili z urzędu, poinformowali wcześniej o swoich planach i czekali na odwołanie, które było czynnością formalną. Fakt, że odwołanie nastąpiło parę dni po zarejestrowaniu ich spółki, w żaden sposób nie wypełnia sytuacji, dla których została stworzona ustawa antykorupcyjna – tu nie było mowy o żadnym ukrywaniu swojej pracy podczas pracy w urzędzie.
Opozycja nie nadąża już z konsumowaniem prezentów, którymi ją hojnie obsypuje PiS. Jeszcze się nie nacieszyła nagrodami, jakie sobie szerokim gestem wypłacał poprzedni rząd, a już trzeba myśleć jak rozegrać świeżutką rządową nominację, czyli powrót cudownych dzieci od spółki Solvere, którzy pół roku temu wyskoczyli na chwilę z rządu, żeby zgarnąć gigantyczne zlecenie z rządowej fundacji, a teraz spokojnie do rządu wracają, bo podobno są fachowcami nie do zastąpienia. Co prawda CBA ustaliło, że jeszcze będąc w rządzie złamali ustawę antykorupcyjną, i gdyby się wcześniej sami nie zwolnili musieliby wylecieć jak dziesiątki innych osób, które w ostatnich latach dopuściły się podobnego „naruszenia administracyjnego”, ale przecież ustawa antykorupcyjna co prawda nakazuje zwalniać naruszających ją urzędników, ale nigdzie nie zakazuje zatrudniać ich ponownie. Okazuje się, że tak jak wiele innych przepisów, także te antykorupcyjne są tylko na papierze i odpowiedzialności można łatwo uniknąć zwalniając się z pracy i zatrudniając za chwilę na nowo. Wystarczy być po właściwej stronie.
W tej całej śmieszno-żałosnej historii ciekawi mnie jak naprawdę było z tym (nie)odejściem. Czy Plakwicz i Matczuk naprawdę chcieli iść do biznesu, a ten w pół roku brutalnie zweryfikował ich rzekome umiejętności i dlatego pokornie wrócili na państwowe pracować za dużo mniejsze pieniądze, czy chcieli łączyć pracę w Kancelarii Premiera z działalnością gospodarczą, ale ktoś ich uświadomił, że łamią tym prawo i ich odejście z rządu było wyłącznie taktyczne oraz z założenia tymczasowe. Być może faktycznie są fachowcami jakich na rynku próżno szukać i robią nam przysługę godząc się pracować dla rządu, ale czy pierwszą radą prawdziwego fachowca nie byłoby odwiedzenie premiera od pomysłu wciągania na pokład ludzi, za którymi jeszcze się ciągnie smród kompromitującej i niewartej swojej ceny kampanii bilbordowej?
W związku z ich powrotem trzeba teraz posprzątać w papierach, w końcu sama Kancelaria Premiera nasłała na nich CBA, a CBA zainteresowało biznesem swoich pracowników prokuraturę, która cztery miesiące temu wszczęła w tej sprawie postępowanie w tej sprawie. Jest oczywistą oczywistością, że w obecnej sytuacji jest ono do pilnego umorzenia, po tym jak Michał Dworczyk tak jasno wyraził oficjalne stanowisko Kancelarii Premiera.