Twarz Sprawiedliwości

Sąd: Potrzeba wielkiej odwagi i siły, aby zdobyć się na powiedzenie o krzywdzie wyrządzonej przez osobę, która ma taką władzę jak wieloletni kapłan, jak powszechnie poważany autorytet i mentor, głoszący na co dzień głębokie treści etyczne. Komu bowiem w takiej sytuacji skłonni są uwierzyć zwykli ludzie? Równie zwykłym, szarym ludziom i ich dzieciom, czy też drugiej stronie? Jeszcze większej determinacji potrzeba, żeby dowieść swoich racji i uzyskać ochronę swoich praw przed sądem.
Tak w 2004 roku sędzia uzasadniał wyrok – niestety symboliczny i w zawieszeniu – w sprawie pedofila z Tylawy, oddając przynajmniej trochę sprawiedliwość odważnym kobietom, które przez kilka lat walczyły o sprawiedliwość dla ofiar księdza. A przecież tego wyroku mogło wcale nie być, bardzo się o to starał prokurator Stanisław Piotrowicz nadzorujący śledztwo i zrobił naprawdę wszystko, żeby winą obarczyć krzywdzone dzieci, i dwie kobiety, którym starczyło odwagi, żeby się postawić lokalnej władzy – bo taką na podkarpackiej wsi jest proboszcz. Gdyby nie interwencja zwierzchników Piotrowicza, nakazująca wszczęcie umorzonego pod jego okiem śledztwa, pedofil z Tylawy molestowałby do dzisiaj kolejne roczniki dzieci, a oskarżające go kobiety musiałyby pewnie opuścić swoją miejscowość – także dzięki temu, co o nich w mediach opowiadał Piotrowicz, przekonując opinię publiczną, że ani im, ani dzieciom wierzyć nie można. 

Kiedy więc dzisiaj Stanisław Piotrowicz przekonuje, że „reformę” sądownictwa przepycha kolanem i na rympał, bo tego chcą zwykli ludzie i to właśnie z myślą o nich, nie wierzę w ani jedno jego słowo. Całym swoim zawodowym życiem dowiódł bowiem, że w sporze władzy z obywatelem, zawsze staje po stronie silniejszego. Czy jest to komunistyczny dyktator, czy miejscowy proboszcz, czy wszechpotężny prezes partii. Taki charakter. Można Piotrowiczowi wybaczyć, że nie umiał być bohaterem w stanie wojennym, ale nie umiem wybaczyć, że już w wolnej Polsce wybrał stanie po stronie pedofila z Tylawy przeciwko dzieciom.
Nie rozumiem tylko – nie z etycznego punktu widzenia, bo w tych kategoriach już od dawna polityki nie oceniam, ale wyłącznie z wizerunkowego – dlaczego PiS postanowił zrobić twarzą „reformy” wymiaru sprawiedliwości właśnie człowieka, który jest elementarnej sprawiedliwości zaprzeczeniem i w chwili próby nie umiał stanąć po stronie naprawdę najsłabszych. Nie jest przecież jakoś intelektualnie wyjątkowy, zadanie jakie mu powierzono bez problemu umiałby wykonać każdy inny poseł, bo to żadna sztuka przeforsować ustawę, gdy ma się w Sejmie większość. A może odbiór byłby ciut lepszy, gdyby czystki w sądownictwie uzasadniał ktoś budzący choć odrobinę szacunku, ktoś komu można byłoby przez chwilę uwierzyć, że faktycznie ma na względzie interes najsłabszego obywatela a nie i tak silnej władzy. Oddelegowanie do tak kontrowersyjnej „reformy” osoby, którą trudno lubić i cenić, a jeszcze trudniej zaufać, wygląda jak prowokacja, albo przynajmniej zupełny brak instynktu zachowawczego. Nawet najbardziej pewna siebie władza powinna się dwa razy zastanowić czy chce twarzą „uzdrawiania” wymiaru sprawiedliwości uczynić człowieka, który się nie wahał gdy trzeba było niszczyć skrzywdzone dzieci aby wybronić od kłopotów z prawem ich potężnego oprawcę. 

About kataryna