Jessica Yaniv: Jestem kobietą i jako kobieta mam prawo korzystać z KAŻDEJ usługi dla kobiet a odmowa świadczenia mi jej jest naruszeniem praw człowieka.
O chcącej uchodzić za kobietę Jessice Yaniv zrobiło się głośno za sprawą pozwów jakie wytacza salonom piękności, które odmawiają wydepilowania jej krocza. Jej, a właściwie jemu, bo Jessica, która od jakiegoś roku przedstawia się żeńskim imieniem i od czasu do czasu ubiera w sukienkę, posiada męskie genitalia. Ta mieszkająca w Kanadzie aktywistka pozwała już 16 prowadzonych przez kobiety i dla kobiet salonów kosmetycznych i zapowiada, że to nie jest jej ostatnie słowo, bo za punkt honoru wzięła sobie prawne zmuszanie mających zrozumiałe opory kobiet do dotykania jej penisa. Od kolejnych odmawiających, nawet jeśli te uzasadniają odmowę brakiem profesjonalnego przygotowania do depilacji męskich narządów płciowych, Jessica żąda wysokiego zadośćuczynienia, a najchętniej doprowadziłaby kobiety odmawiające dotykania jej penisa do zamknięcia swoich biznesów. Niestety dla pań kosmetyczek, po stronie Jessiki stoi kanadyjskie prawo zakazujące dyskryminacji ze względu na płeć tylko dlatego, że osoba przedstawiająca się żeńskim imieniem ma akurat penisa.
Jeśli w tym kierunku ma nas zaprowadzić rewolucja zaczynająca się od zmuszania drukarza do wydrukowania ulotek na konferencję LGBT to dla środowisk LGBT będzie to zwycięstwo pyrrusowe i lepiej, żeby to w porę zrozumiały. Kampania „depilacyjna” jest bowiem najmniejszym problemem jakie wszyscy powinniśmy z Jessicą mieć – kosmetyczki sobie łatwo poradzą z ewentualnymi naśladowcami Jessiki próbującymi wykorzystać prawo antydyskryminacyjne do zmuszenia kobiet do świadczenia im usług o charakterze intymnym. Choć już sam fakt, że kobieta musi w sądzie bronić swojego prawa do niedotykania męskich genitaliów uważam za objaw choroby toczącej zachodnie społeczeństwa, które w imię źle pojmowanej poprawności politycznej stawiają kobiety w sytuacji, w której muszą znosić w toalecie czy przebieralni obecność biologicznych mężczyzn. Problem jest jednak dużo poważniejszy.
Jessica przedstawiająca się jako kobieta ma obsesję na punkcie bardzo nieletnich dziewczynek, lubi im robić zdjęcia w damskiej szatni, a w internecie wciąga rozmówców w mocno niepokojące rozważania czy poproszona w damskiej toalecie – bo Jessica jest przecież kobietą więc ma prawo tam być – przez 12-letnią dziewczynkę o tampon powinna z nią wejść do kabiny i pomóc jej ten tampon wsadzić. Gdyby Jessica nie udawała kobiety i robiła to co robi, mówiła to co mówi, pod swoim prawdziwym imieniem Jonathan, zostałaby uznana za niebezpiecznego pedofila i nikomu nie przyszłoby do głowy bronienie jej prawa do przebywania w damskiej toalecie czy molestowania kosmetyczek żądaniami wydepilowania mu penisa. Z jakiegoś powodu jednak udajemy, że wszystko zmienia fakt, że Jonathan rok temu uznał, że będzie się przedstawiał jako Jessica i w tym magicznym momencie stał się kobietą a każda krytyka tego co mówi i robi – transfobią. Rozzuchwalony bezradnością środowiska Jonathan może więc wymyślać coraz bardziej prowokacyjne akcje kosztem kobiet i dziewczynek. I kosztem środowiska trans, dla którego przecież nie jest reprezentatywny, ale które nie chce lub nie potrafi się obronić przed osobnikiem tak bardzo nadużywającym prawa mającego chronić przed dyskryminacją a nie otwierać furtkę dla – unikam tego słowa ale tu jest jedynym odpowiednim – zboczeńców.