Gazeta Wyborcza: Rozmawiałem z rodzicami molestowanego chłopca. Nie mieli wątpliwości, że psychoterapeuta je skrzywdził. Rozmawiałem z Andrzejem Samsonem – zaprzeczał. Mówił o „terapii”, nowatorskiej metodzie wyprowadzania z autyzmu. Nie ma wątpliwości, że nawet jeśli działał w dobrej wierze, pogwałcił zasady etyki. Znam ludzi, którzy nie wierzą w winę Andrzeja Samsona. Są wśród nich także rodzice, którzy na terapię przyprowadzali mu swoje dzieci. Wiem, że spośród setek jego pacjentów prokuraturze udało się wyłowić ledwie cztery przypadki potwierdzające oskarżenie. Żaden wyrok, nawet najsurowszy, nie naprawi krzywd, które według sądu wyrządził swoim malutkim pacjentom. Ale skazując Andrzeja Samsona, także na cywilną śmierć, nie powinniśmy zapominać też o tych, którym pomógł, przyjmując ich w swoim domu, czy dedykując ich rodzicom takie książki, jak „Dobre rozmowy”.
To obszerny fragment komentarza Bogdana Wróblewskiego do wyroku jaki dziesięć lat temu zapadł w procesie nieżyjącego już Andrzeja Samsona – „gwiazdy mediów i wziętego terapeuty warszawskiej elity (nie tylko jej dzieci)” – jak o nim pisał. Samson został skazany na osiem lat za molestowanie seksualne swoich małych pacjentów, sądząc po wyroku zbliżającym się do górnej granicy przewidzianej za to przestępstwo kary, dowody musiały być jednoznaczne i porażające. Jeśli z zacytowanego fragmentu odnosicie wrażenie, że dziennikarz skazanemu za pedofilię współczuje, zachęcam do lektury jego innych tekstów w tej samej sprawie, zwłaszcza zaś wywiadu z samym Samsonem, w którym zdaje się przyjmować wszystkie sprzedawane mu przez Samsona bajki. „Miałem poczucie, że robię nowe rzeczy. Jest faktem, że na kilku zdjęciach znalazły się wibratory, które ja miałem w domu. Nie pamiętam, które z tych dzieci je dopadło, wyciągnęło, bo są to dzieci dość specyficzne, zachowują się dziwnie. Starałem się dokumentować te zachowania” – tłumaczył się dziennikarzowi ze zdjęć małych pacjentów z wibratorami. , na których jego mali pacjenci pozują z wibratorami. Tłumaczenia Samsona jako żywo przypominały tłumaczenia księdze-pedofila z Tylawy, który rzekomo też tylko leczył dzieci bo miał zdolności bioenergoterapeutyczne. I tak jak prokurator Piotrowicz chciał uwierzyć księdzu, tak Wróblewski zdawał się wierzyć Samsonowi, bardziej niż prokuratorowi prowadzącemu jego sprawę.
Nie wiem czy naprawdę można uwierzyć, że obmacywanie dzieci przez księdza to bioenergoterapia, a wsadzanie dzieciom wibratora przez psychologa to nowatorska terapia wyprowadzania z autyzmu. Faktem jest niestety, że pedofilia jest zboczeniem bardzo demokratycznym i zdarza się w każdym środowisku. I każde środowisko „radzi sobie” z nią w bardzo podobny sposób – wyparciem. I każde ma skłonność do chronienia swoich przed oskarżeniami z zewnątrz. A przecież akurat pedofilia to jedno z tych zjawisk, dla których nie ma żadnych okoliczności łagodzących, nawet jeśli dopuszcza się go autor wspaniałych książek, porywających kazań, czy genialnych filmów. Jeśli coś dobrego ma wyjść z motywowanej w dużej mierze prymitywnym antyklerykalizmem krucjaty przeciwko księżom-pedofilom, niech będzie to chociaż ponadśrodowiskowa zgoda, że tego akurat zjawiska nie wolno niczym usprawiedliwiać.