Joanna Schmidt (Nowoczesna): Mówimy o kolejnej ustawie, która stanowić będzie jedynie pozór działań. Nie zwiększy naszego poczucia bezpieczeństwa. Moje ani państwa dzieci nie będą dzięki tej ustawie bezpieczniejsze, a ja sama, wraz z milionami matek, mogę co najwyżej żyć w jeszcze większym lęku. Rejestr ogólnodostępny to jest zły pomysł. Co bowiem ma mi dać informacja, że w moim sąsiedztwie mieszka pedofil? Co mogę z taką informacją zrobić?
Michał Szczerba (Platforma Obywatelska): W naszej opinii szeroki zakres informacji przekazywanych w ramach tzw. rejestru publicznego może powodować stygmatyzację osób skazanych, także po wykonaniu orzeczonej kary, zwłaszcza że w niektórych przypadkach będzie zachodziła możliwość zatarcia skazania. Projektodawca nie uwzględnił wysokiego poziomu społecznej stygmatyzacji sprawców przestępstw na tle seksualnym, który może prowadzić do retorsyjnych i często niebezpiecznych zachowań innych osób względem tych sprawców.
To tylko dwa opozycyjne głosy z parlamentarnych prac nad ustawą wprowadzającą tzw. rejestr pedofilów. Gdyby to zależało od Koalicji Obywatelskiej, ustawa nie zostałaby uchwalona, bo – zdaniem jej krytyków – po pierwsze wcale nie chroni dzieci, a po drugie jest niebezpieczna dla sprawców, stanowi bowiem „istotną ingerencję w sferę ich konstytucyjnie chronionych praw”. W toku prac nad ustawą opozycji nie podobał się w niej nie tylko sam rejestr pedofilów, ale nawet publikowanie w internecie mapy miejsc szczególnie niebezpiecznych. „Przecież żaden przestępca mający dostęp on-line do tej mapy nie będzie grasował w tych miejscach. Opublikowanie mapy on-line spowoduje wręcz wzrost poczucia zagrożenia na tych obszarach, które mapa uzna za niebezpieczne” – argumentował poseł Mirosław Suchoń, określając sam pomysł publikowania mapy zagrożeń jako „dyskwalifikujący”. Ostatecznie opozycji nie udało się storpedować pomysłów rządu, więc w głosowaniu nad ustawą wstrzymała się od głosu. Gdyby miała większość, projekt by po prostu przepadł i dzieci nadal chroniłaby tylko masowa przymusowa kastracja pedofilów wprowadzona przez rząd Donalda Tuska. Oh, wait…
Dzisiaj obie partie, które dwa lata temu tak bardzo opierały się wprowadzeniu rejestru pedofilów dla odmiany awanturują się, że w efekcie jakiegoś spisku nie są w nim umieszczani księża. Rozumiem, że zarówno argumenty o tym, że rejestr nie ma znaczenia dla bezpieczeństwa dzieci, a sprawców powinno się chronić przed linczem już nieaktualne? Nie muszę dodawać, że na razie nikt z nich nie przedstawił żadnych dowodów na „wyjmowanie” księży spod działania ustawy, choć przecież ujawnienie i udowodnienie takiego spisku raczej zakończyłoby karierę Ziobry i Jakiego. Ale przecież nie o fakty, a na pewno nie o dobro dzieci chodzi. Środowiska antykościelne, licznie reprezentowane w Nowoczesnej, próbują zaistnieć na fali powszechnego – i słusznego! – oburzenia skandalami pedofilskimi w Kościele, i podpiąć pod te skandale partię rządzącą. Ciekawe kiedy zauważą, że dużą część odpowiedzialności za bezkarność sprawców ponoszą niezawisłe sądy. Takie jak ten, który pedofila z Tylawy skazał na 2 lata w zawieszeniu. Wyjątkowo łagodne orzecznictwo w sprawach o przestępstwa seksualne