Mateusz Morawiecki: Ma jakąś fundację, stowarzyszenie albo firmę? Zapytajcie go tak po cichu. Ja bym spróbował tak bardziej jednorazowo. Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś. Pomyślę i jednorazowo będę mu mógł na pewno coś sprokurować.
Jeśli ktoś nie rozumiał dlaczego ujawnienie przez Onet „taśmy Morawieckiego” wywołało taką panikę w PiS, ale wcale nie ucieszyło Platformy, powinien więcej rozumieć po opublikowaniu przez TVN fragmentów rozmowy dziwnym trafem przez dziennikarzy Onetu całkowicie pominiętych, choć przecież dużo mocniejszych niż to, co ujawnili. Trudno racjonalnie wytłumaczyć dlaczego dziennikarze skupili się na nagłośnieniu niczym niepopartych zeznań kelnerów o kupowaniu przez obecnego premiera nieruchomości przez podstawione osoby, mając w ręku nagranie, na którym premier rozważa wyprowadzenie z kierowanego przez siebie banku niebagatelnej kwoty stu tysięcy złotych do podstawionej organizacji lub firmy, żeby w ten sposób wesprzeć biedującego po odsunięciu od koryta Aleksandra Grada.
Moim zdaniem jest to jeden z mocniejszych wątków z wszystkich dotychczas ujawnionych „taśm prawdy” i jego pominięcie przez dziennikarzy Onetu mogę sobie tłumaczyć tylko chęcią oszczędzenia polityka Platformy, na którym rozmówcy Morawieckiego nie zostawili suchej nitki. Zwłaszcza, że ujawnienie tego fragmentu rozmowy w tekście poświęconym niepopartym dowodami oskarżeniom kelnerów pod adresem Morawieckiego, mocno by te oskarżenia uprawdopodobniło. Jeśli Morawiecki był gotów poratować Grada nieswoimi pieniędzmi, wyciągając je z kierowanego przez siebie banku w formie fikcyjnej darowizny „na jakieś badania czy coś” to nie zakładałabym się o jego uczciwość w innych finansowych sprawach. Z ostrożności procesowej nie nazwę rozważanego przez Morawieckiego procederu „prokurowania” zapomogi dla Grada jedynym słowem jakie wydaje mi się odpowiednie, ale dopóki nie usłyszę nieobrażającego inteligencji wyjaśnienia ze strony samego premiera, nie mogę go uważać za człowieka osobiście uczciwego. I obawiam się, że szybko się okaże, że to dopiero początek jego problemów z wiarygodnością.
Nie wątpię, że uda się znaleźć mnóstwo powodów do bagatelizowania znaczenia taśmy, choć nawet bez potwierdzenia zeznań kelnerów Morawiecki wydaje mi się bliski moralnego bankructwa. Nie żeby to komuś przeszkadzało. Ale jeśli – jak przypuszczam – dysponent taśm nie wypuścił jeszcze najmocniejszych nagrań, to mogę tylko podziwiać pewność z jaką prezydent i prezes ręczą dzisiaj za premiera. Odważne, na granicy brawury.