Jarosław Kaczyński: Chcemy jeden wspólny, wielki marsz, gdzie będą wszyscy, którzy tę polską niepodległość sobie cenią. Gdyby 11 listopada był dniem zawieszenia broni, choć to niewłaściwa nazwa, to byłoby świetnie. Może byłby to taki punkt odbicia, żeby ta wojna łagodniała.
Dzień po wypuszczeniu przez PiS wyjtkowo obrzydliwego nawet jak na standardy kampanijne spotu wyborczego – mam oczywiście na myśli spot „uchodźczy” – prezes podzielił się z opinią publiczną marzeniem o wspólnym świętowaniu wszystkich ze wszystkimi ledwie tydzień po zakończeniu wyjątkowo brutalnej i brudnej kampanii wyborczej. Ponieważ we wcześniejszych wypowiedziach prezes mówił nawet, że widzi siebie maszerującego wspólnie z Donaldem Tuskiem, zakładam, że może nawet w to wierzyć. Cóż, chyba on jeden. Wspólnego maszerowania ze „zdrajcą” nie wyobrażają sobie raczej inni politycy PiS, a z pewnością nie wyobraża go sobie twardy elektorat, który jeszcze lekko się trzęsie z oburzenia, że w Lublinie policja potraktowała chuliganów tak jak na to zasłużyli, zamiast im odpuścić, bo przecież to własny elektorat. „W polityce nie bije się swoich, nawet jeśli sa chuliganami” – komentował pewien bloger i sądząc po reakcjach w internecie, nie jest w swoich oczekiwaniach odosobniony. I tak jak w polityce nie bije się swoich, nawet jeśli są chuliganami, tak nie maszeruje się z obcymi, nawet jeśli jest święto. Nie Myślę, że wspólnego marszu ze „zdrajcą” Tuskiem elektorat by prezesowi nie wybaczył.
Na szczęście dla PiS, nie zanosi się na to, żeby ktokolwiek chciał swoją obecnością zakłócić obchody, bo wobec niemożności zorganizowania godnych państwowych uroczystości ponad partyjnymi podziałami, politycy partii rządzącej, z prezydentem, premierem i prezesem na czele, najpewniej dołączą do Marszu Niepodległości, a tam się raczej nikt z nimi nie wybierze po doświadczeniach poprzednich lat. Nie wiem też, czy politycy partii rządzącej dobrze przemyśleli ryzyko jakie ponoszą uświetniając swoją obecnością Marsz i niejako legitymując wszystkie hasła, jakie mogą się na nim pojawić. Nie sądzę, żeby organizatorzy Marszu, reprezentujący środowiska wściekłe na PiS nie tylko za Lublin, ale także za przyjmowanie imigrantów zarobkowych, ułatwili władzy kontrolowanie tego co się będzie działo na Marszu, na przykład w porę usuwając ewentualne „niegrzeczne” transparenty. Nie da się przewidzieć jakie hasła padną na Marszu, ale jest więcej niż pewne, że jeśli pojawią się niestosowne hasła rządowi będzie bardzo trudno się od nich odciąć. Ryzyko wizerunkowe dołączenia najwyższych władz do marszu o tak burzliwej historii jest nie do przecenienia, wyobrażam sobie jakie negocjacje się teraz toczą między organizatorami Marszu a władzami, żeby nie było wpadek. A łatwo nie będzie. W mediach społecznościowych organizuje się właśnie „Tęczowa ekipa na Marszu Niepodległości”, która planuje pójść w Marszu. „Idziemy tam po to, żeby pokazać, że jesteśmy inni ale nie znaczy, że nie kochamy Polski. Idziemy by pokazać, jak można ją kochać bez ksenofobii czy nienawiści”. Prowokacja? Nawet jeśli, to przecież prezydent, premier i prezes sami zapraszali do wspólnego świętowania. Tylko jak takich nieproszonych gości zniosą „prawowici właściciele” Marszu? Trochę się boję.