Kampania wyborcza się skończyła i można się wreszcie przestać podlizywać wyborcom, więc wielu polityków i kibiców PiS postanowiło powiedzieć warszawiakom co naprawdę o nich myślą. Od czasu kampanii pogardy wobec osób pobierających 500+ nie było w przestrzeni publicznej takiego festiwalu „uprzejmości” pod adresem jednej grupy społecznej, a wszystko dlatego, że warszawscy wyborcy nie docenili prezentu jaki im ofiarował PiS w postaci Patryka Jakiego. Szukanie winy w wyborcach to prosta droga do kolejnej przegranej, bo ich się przecież nie zmieni. Może więc warto się zastanowić, gdzie się samemu popełniło błędy. Rozstrzygnięcie wyborów w pierwszej turze oszczędziło mi dylematu, czy w drugiej w ogóle głosować, czy zostać w domu. Bo, choć z zupełnie innych powodów, żaden kandydat mnie nie przekonał. A ponieważ tylko jeden zdaje się nie rozumieć dlaczego nie porwał tłumów, oto moje zastrzeżenia w skrócie.
Po pierwsze, wiarygodność. „Jak bardzo możesz zmienić się, by sprzedać swą muzykę” – te słowa Kazika mi towarzyszyły, gdy śledziłam kampanię Patryka Jakiego. Był kibicem Odry – już jest Legii. Akceptował palenie tęczy bo „stolica nie jest i nigdy nie będzie gejowska” – zmienił zdanie i nawet parada równości juz mu nie przeszkadza. Był partyjnym politykiem – za pięć dwunasta ogłasza się bezpartyjnym. Jeśli ktoś jest w stanie na czas kampanii całkowicie się zmienić, to wyborca nie ma żadnej gwarancji, że po wygranej wszystkich zmian nie odkręci. Przebrał się przecież tylko na chwilę. Nie dziwię się, że ludzie tej przebieranki nie kupili.
Po drugie, dokonania. To Patrykowi Jakiemu zawdzięczamy zakończoną serią publicznych upokorzeń międzynarodową awanturę o nowelizację ustawy o IPN. Przepychał ją nie licząc się z nikim, choć od początku wskazywano, że może przynieść więcej szkód niż pożytku. I tak się ostatecznie stało. Ale nawet po tym, gdy już było wiadomo, że Polska niczego nie zyskała, a koszty poniosła ogromne, promotor prawnego i dyplomatycznego bubla był z siebie bardzo dumny. Czy można winić warszawiaków, że nie chcieli oddać miasta komuś, kto jest tak bardzo głuchy na racjonalne argumenty i tak bardzo nie liczy się z ceną, jaką za jego szaleństwo przyjdzie zapłacić nam wszystkim?
Po trzecie, afiliacja. Jeśli uważamy, że wyborcy powinni rozliczyć Trzaskowskiego za rządy PO w Warszawie, nie powinniśmy się dziwić, że rozliczyli Jakiego za rządy PiS w Polsce. Zwłaszcza zaś za wszystko co się dzieje w wymiarze sprawiedliwości, czyli domenie kandydata. Począwszy od przekierowywania pieniędzy przeznaczonych na pomoc ofiarom przestępstw do fundacji ojca Rydzyka, na międzynarodowej awanturze o sędziów skończywszy. Nawiasem mówiąc sędziowskie nominacje w Sądzie Najwyższym mogły dla wielu ostrzeżeniem przed przyszłą polityką kadrową w Ratuszu.
Po czwarte i najważniejsze, od którego powinnam zacząć, Patryk Jaki przegrał tylko formalnie. Realnie patrząc, taki wynik to wielki sukces jego kampanii, zważywszy na to jak nieciekawą był kandydaturą. W efekcie dynamicznej, ciekawej i sprawnej kampanii udało mu się wiele osób przekonać, że był materiałem na dobrego gospodarza stolicy. I to naprawdę doceniam, bo pod żadnym względem nie był.