Bój o ordynację samorządową trwa. Na razie górą opozycja, udało się zerwać kworum ale zapewne na krótko bo jak się koalicja skrzyknie to i tak sobie uchwali co tam będzie chciała. I będzie to całkowicie zgodne z utrwalaną latami tradycją III RP, w której granie ordynacją wyborczą od zawsze jest jednym ze sposobów sprawowania władzy przez partie aktualnie tę władzę dzierżące. Mi się to nigdy nie podobało i podobać nie będzie, nie rozumiem natomiast dlaczego dzisiaj tak głośno protestują ci, którzy takie gorszące praktyki latami stosowali, manipulując ordynacją wyborczą w zależności od aktualnych potrzeb. Obecna koalicja sięga tylko do bogatego dorobku dzisiejszych „obrońców demokracji”, którzy nie takie cuda wyprawiali z ordynacją.
Luty 2002. Kilka miesięcy po nokautującym zwycięstwie w wyborach parlamentarnych SLD postanawia wykorzystać sukces wyborczy do wygrania samorządów, przygotowuje taką nowelizację samorządowej ordynacji wyborczej, która umożliwi przyspieszenie zaplanowanych na jesień wyborów samorządowych oraz wprowadzi faworyzujący duże partie system przeliczania głosów na mandaty (d’Hondta). Postkomuniści tłumaczą zmiany wolą ludu.
Andrzej Spychalski (SLD): „Ze spotkań z ludźmi wiem, iż oczekują zmian rewolucyjnych. Pojawiają się nawet głosy, żeby ograniczyć kompetencje Sejmu i Senatu, tak by sprawniej rząd mógł wprowadzać zmiany w kraju. Na dole jest oczekiwanie, iż wybory odbędą się jak najszybciej, a niektóre ugrupowania mają już skompletowane składy zarządów – wiedzą, kto będzie burmistrzem, a kto zastępcą.”
Lipiec 2002. Sejm głosami SLD, UP i Samoobrony zmienił – na trzy miesiące przed wyborami samorządowymi – sposób przeliczania głosów na mandaty, wprowadzając premiującą duże partie metodę d’Hondta.
Maj 2005. Trwa sondażowy dół SLD. Wybory już za cztery miesiące a postkomuniści ledwie przekraczają próg wyborczy. Na szczęście wciąż mają większość w Sejmie i mogą sobie pomóc znowu zmieniając zasady przeliczania głosów na mandaty. Już nie lubią d’Hondta i chcieliby wrócić do korzystniejszego dla małych i średnich partii systemu Saint Lague’a, którego dodatkowym plusem jest to, że utrudni rządzenie zwycięzcom.
Marek Wikiński (SLD): „Jeżeli PO i PiS nie zdołają stworzyć dwupartyjnego rządu i będą musiały dobrać sobie trzeciego koalicjanta, to układ szybciej się rozsypie i będziemy mieli wcześniejsze wybory”
To tylko niektóre z licznych przykładów manipulowania ordynacją wyborczą powszechnie praktykowanego w III RP przez wszystkie partie rządzące. Pomagać sobie można nie tylko ordynacją wyborczą ale także wyborczym kalendarzem. Prezydent Kwaśniewski i marszałek Cimoszewicz rozdzielili wybory parlamentarne od prezydenckich nie dlatego przecież, że tak nakazuje prawo czy zdrowy rozsądek ale ze względu na żywotny interes lewicy i wyborcze szanse jej „ponadpartyjnego” i „ponadstandardowo uczciwego” kandydata na prezydenta.
Aleksander Kwaśniewski: „Kampania prezydencka będzie się toczyła przy pełnej świadomości, kto wygrał wybory parlamentarne”
Krzysztof Martens (SLD): „Jeśli prawica wygra wybory parlamentarne, Polacy ceniący równowagę na scenie politycznej mogą przychylniej spojrzeć na kandydata centrolewicy w wyborach prezydenckich”
Zmieniając ordynację wyborczą na kilka miesięcy przed wyborami tylko po to, żeby zwiększyć swoje szanse PiS oczywiście nie łamie żadnych reguł bo tak się właśnie rządziło w III RP tylko czy to jest jakieś usprawiedliwienie? Nie jeśli się obiecywało nowe standardy. Nawet jeśli PiS wygra i przepchnie zmiany w ordynacji to będzie to pyrrusowe zwycięstwo bo zysk niepewny a koszty ogromne – kolejna medialna awantura nie do wygrania, być może zakończona w Trybunale Konstytucyjnym. Szarpanina zupełnie bez sensu, zwłaszcza gdy się w tym samym czasie przeprowadza dwie wielkie i wyjątkowo niebezpieczne operacje – likwidację WSI i otwarcie archiwów. Wikłanie się w tym okresie w jakiekolwiek zbędne spory jest straszną głupotą i wystawianiem się pod ostrzał, a akurat teraz nie można dawać żadnych pretekstów do ataków. Ataki i tak będą ale po co dostarczać amunicję?