Adam Bodnar: Odejście Elizy Michalik z Superstacji to niezwykle ważny powód do refleksji nad stanem wolności mediów w Polsce. Redaktor Michalik sobie zawodowo poradzi. Ale czy nie kurczy nam się kolejny raz przestrzeń debaty publicznej?
Czy dobrowolne odejście Elizy Michalik z niszowej telewizji o oglądalności na poziomie 0,15% to rzeczywiście ważki powód do refleksji nad wolnością mediów? Nie została z pracy wyrzucona, ani nawet wypchnięta, właściciel po prostu zmienił profil jednej ze swoich dwóch telewizji. I, jak przyznaje sam Rzecznik, zawodowo na pewno sobie poradzi, bo przecież nawet po zmianach w Superstacji, Michalik ze swoimi poglądami będzie mile widziana w TVN, Polityce, Newsweeku, Gazecie Wyborczej, o mniejszych mediach nie wspominając. Nie ma więc obawy, że widzowie i czytelnicy zostaną trwale pozbawieni tego, co do debaty publicznej wnosiła Michalik. Może nawet jest szansa, że po odejściu z Superstacji będzie to wnosić szerszemu audytorium, gdy już ją przygarnie któreś z większych antypisowskich mediów. Zaniepokojenie decyzją właściciela o zmianie profilu jednej z jego dwóch telewizji, na dodatek tej naprawdę niszowej bo mającej mniej widzów niż ja czytelników wydaje mi się więc mocno przesadzone, zwłaszcza jeśli nie ma żadnych dowodów na to, że stało za nią coś innego niż względy biznesowe. Takie same, które powodowały właścicielami Agory, gdy w tym samym czasie zwalniała kolejną grupę dziennikarzy, rozstając się z takimi swoimi gwiazdami jak Wojciech Tochman czy Wojciech Orliński.
„W 1999 r. brałem udział w operacji ratunkowej związanej z „golenią” prezydenta Kwaśniewskiego. Po przylocie z Katynia i Charkowa w mroku alejek Ogrodu Saskiego przekonywałem Zygmunta Solorza i Piotra Nurowskiego, aby Polsat nie emitował zdjęć zataczającego się prezydenta. W końcu uzyskałem deklarację, że jeśli inne stacje nie podejmą tematu, Polsat też tego nie uczyni. Inni wysłannicy prezydenta przynieśli podobne ustalenia.” – tak były premier Leszek Miller wspominał akcję systemowego ukrywania przed społeczeństwem faktu iż jego prezydent zataczał się po pijaku nad grobem poległych bohaterów. I prawie się udało, bo polskie media okazały się zadziwiająco solidarne z władzą. Gdyby nie BBC i rodziny katyńskie, charkowska taśma do dzisiaj spoczywałaby w sejfie Waltera, który się bał, że jej opublikowanie „wysadzi mu stację w powietrze”. Dzisiaj to nie do pomyślenia, prawda? Zmowa TVN i Polsatu z władzą już by nie pomogła w utrzymaniu tajemnicy bo w międzyczasie pojawiły się inne media. A właściciele TVN już się nie muszą bać, że nawet najbardziej kompromitująca dla obecnej władzy taśma zagrozi bytowi całej stacji. Przestrzeń debaty publicznej jest szeroka jak nigdy i oby tak zostało. Mam nadzieję, że Eliza Michalik będzie się już zawsze cieszyć wolnością głoszenia swoich poglądów szerokiej publiczności, dużo większą niż miała jako prawicowa dziennikarka „Gazety Polskiej”.
Z perspektywy osoby pamiętającej jak wyglądały media w III RP, rozpaczanie z powodu dobrowolnego odejścia z niszowej stacji jednej dziennikarki trochę bawi. Ale też trochę smuci, gdy niedawne zapowiedzi antypisowskiego profesora masowych zwolnień z mediów publicznych nie tylko dziennikarzy źle wykonujących swój zawód ale hurtem każdego kto w nich pracuje za PiSu, nie doczekały się krytycznego komentarza. Nie każdemu ta sama wolność?