To było do przewidzenia, dziennikarze już zaczynają odmawiać składania oświadczeń lustracyjnych, zapowiada się kolejna głupia i niepotrzebna wojna, której można było uniknąć gdyby ustawodawca wykazał się odrobiną znajomości tego środowiska. Było pewne jak w banku, że dziennikarze się postawią, nie tylko dla samej przyjemności „bycia w kontrze” ale przede wszystkim dlatego, że dla mediów to sprawa życia i śmierci. Przynajmniej jeśli wierzyć w to co swego czasu mówił profesor Kieres. A nie był to przecież jakiś fanatyk lustracji.
„Najwięcej spraw bolesnych będzie w przypadku środowiska artystów i dziennikarzy. Tu też jest najwięcej spraw pokazujących ludzką małość. Podłość, zniżanie się do najgorszych instynktów. Łącznie z prośbami, by esbecy wpływali na rozliczenia majątkowe z korzyścią dla jednego z małżonków w przypadku ich rozstania„.
Ktoś naprawdę wierzył, że ci o których mówił poddadzą się bez walki dobrowolnie rezygnując z przywileju robienia za autorytet moralny rozliczający polityków nawet z fałszowania hymnu a sam pozostający poza wszelką kontrolą? „Pięciu wciąż czynnych zawodowo publicystów jednego z największych tygodników opinii”? „Obecnie jeden z najbardziej znanych polskich publicystów, pracujący w jednym z tygodników opinii”? Nie ma co się łudzić, walka o lustrację dziennikarzy będzie się toczyć do końca bo dla niektórych ujawnienie ich przeszłości to śmierć cywilna. Nie dziwię się zatem, że się będą bronić wszelkimi metodami, jeśli się czemuś dziwię to raczej temu, że prezydent tego nie przewidział i zaproponował tak idiotyczne rozwiązania. Scenariusz jest łatwy do przewidzenia – masowe odmowy dziennikarzy, solidaryzujący się z nimi redaktorzy naczelni, gadki-szmatki o wolności mediów, i powszechna konsternacja bo nie wiadomo co z tym zrobić. Wymusić nie ma jak, karać też nie bardzo, zwłaszcza, że każda kara to pretekst do kolejnych demonstracji, zamykania się w teczce pod Sejmem czy czegoś w tym stylu. A przecież wystarczyło zamiast oświadczeń lustracyjnych zobowiązać IPN do zbadania przeszłości czynnych dziennikarzy i opublikowania raportu na temat zawartości archiwów na ich temat. Imię, nazwisko, obecne miejsce pracy, lista dokumentów znajdujących się w teczce (nawet bez publikowania zawartości, po prostu informacja o tym jak był zakwalifikowany i lista wszystkich kwitów – tyle).
Rozpoczęta dzisiaj akcja obywatelskiego nieposłuszeństwa to decydująca bitwa wielkiej wojny o to, żeby społeczeństwo nie zaglądało w życiorysy czwartej władzy. Kontrolować to my, ale nie nas. Nie mam wątpliwości, że państwo i prawo przegra, nie ma siły zdolnej zmusić wszystkie media do dobrowolnego poddania się lustracji. Będzie z tego tylko kolejna awantura, którą dziennikarze wygrają bo mają przewagę, no i są bardziej zdeterminowani. Cóż, nie każdy ma odwagę prostego hutnika Filoska, nie ma co liczyć, że środowisko samo zmierzy się ze swoja przeszłością. Nikt się sam nie przyzna, nikt też nie będzie grzebał w przeszłości kolegom, sprawa Elizy Michalik pokazała jak bardzo solidarne jest to środowisko. Co innego wyzywać się od dziennikarzy dworskich, a co innego wytykać sobie prawdziwe grzechy. Nie sądzę, żeby znalazł się śmiałek chcący zaryzykować środowiskowy ostracyzm, bo to by pewnie spotkało tego, który by się porwał na teczki kolegów. Być może jest to robota dla rosnącej w siłę „piątej władzy”.
PS. Nie sugeruję, że Ewa Milewicz, która zdaje się przewodzi tej akcji, ma zababraną teczkę. Wyjaśniam, żeby nie było niejasności bo nie o niej tu piszę.
PS2. Nie będę jednak udawać, że odnoszę się ze zrozumieniem do ostentacyjnego łamania prawa przez osobę publiczną jeśli robi to wyłącznie w obronie swojego korporacyjnego interesu a tak jest w tym przypadku i żadne patetyczne deklaracje tego nie zmienią. Zwłaszcza jeśli nie idą w parze z czynami, bo jeśli rzeczywiście Ewa Milewicz rzeczywiście uważa, że „Teksty, które dziennikarze piszą, same się bronią lub nie. Żaden dziennikarz, choćby przeszedł najgruntowniejszą lustrację w IPN nie dostanie cyrografu ” ten jest autorytetem”. Niestety, czytelnik musi uważnie czytać, porównywać, zdobywać informację z różnych źródeł i potem zdecydować do kogo ma zaufanie” to dlaczego od lat ukrywają przed światem Maleszkę? Niech jego teksty bronią się same a czytelnicy decydują czy mu zaufać! Jeśli przeszłość dziennikarza naprawdę nie ma znaczenia to Maleszka nadal powinien być gwiazdą publicystyki a nie wstydliwie ukrywanym garbem. Właśnie potraktowanie Maleszki najlepiej pokazuje, że kierownictwo Gazety (a także jej dziennikarze bo z tego co wiem Maleszka nie ma z kolegami lekko) świetnie wie, że przeszłość dziennikarza ma znaczenie. Dlatego Maleszce nie pozwalają nim być.
PS3. Co dalej? Kolejne zawody wymienione w ustawie lustracyjnej? Czemu nie? A może pracownicy zmuszani do poddawania się badaniom lekarskim pod groźbą niedopuszczenia do pracy? Czy to nie jest barbarzyństwo? Dlaczego państwo się wtrąca w stosunki pracodawca-pracownik, wymuszając na pracowniku poddawanie się przymusowym badaniom lekarskim a na pracodawcy sfinansowanie tych badań?
PS4. Dziennikarze biorący udział w tej akcji, a także ich pracodawcy, niech się zaczną modlić, żeby wszystkie teczki w redakcji były w porządku. Bo prędzej czy później i tak wszystko wypłynie, będzie straszny wstyd jeśli okaże się, że któryś dziennikarz bronił swojego własnego tyłka lub tyłka któregoś z redakcyjnych kolegów. Uczcie się na błędach Elizy Michalik, gdyby się od razu przyznała i przeprosiła, dzisiaj nikt by już o sprawie nie pamiętał, ale ona postanowiła się stawiać, grozić sądem i się doigrała. A jak mawiają Rosjanie „tisze jediesz, dalsze budiesz”. Wkrótce się przekonamy jak media wyjdą na tym ściąganiu uwagi na swoje teczki. Na razie wychodzą kiepsko bo nawet jeśli wygrają z ustawą to niesmak i podejrzenia pozostaną. Tyle tylko, że zamiast dotknąć tych co rzeczywiście mają coś na sumieniu, dotkną wszystkich. W interesie uczciwych dziennikarzy jest poddanie się lustracji, trzeba być ślepym, żeby tego nie dostrzegać.