Majewskiemu i Cieśli drżały dłonie, gdy podczas konferencji prasowej czytałem: oskarżam… oskarżam… oskarżam…Wystąpiłem z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko trojgu autorów Dziennika, którzy dopuścili się pomówień pod moim adresem. To jest oskarżenie poważne, zagrożone w myśl artykułu 212 kodeksu karnego karą dwóch lat pozbawienia wolności.Janusz Palikot
Za artykuł o swoich transakcjach w rajach podatkowych Janusz Palikot domagał się nie tylko sankcji karnych dla dziennikarzy, ale także gigantycznego zadośćuczynienia – 10 milionów złotych. „Namówili mnie do tego prawnicy, stwierdzili, że to jedyna ochrona przed dalszymi publikacjami. Jestem w stanie pójść na ugodę” – tłumaczył Gazecie Wyborczej swoje intencje.
Pozwani dziennikarze postanowili Palikota sprawdzić i ugody nie zaproponowali, Palikot więc szybko pozwy wycofał a cały blef kosztował go 150 tysięcy złotych poniesionych i nigdy nieodzyskanych kosztów sądowych. Ale chyba było warto, bo po postraszeniu wielomilionowym zadośćuczynieniem żadna redakcja nie zaryzykowała już drążenia tematu. 150 tys. zł to zatem niewygórowana cena jaką Palikot zapłacił za uratowanie kariery politycznej i święty spokój.
Kilka lat później z patentu Palikota skorzystał były minister Sławomir Nowak, żądając od dziennikarzy Wprost…30 milionów złotych za teksty o bliskich relacjach z biznesmenami zarabiającymi na interesach ze Skarbem Państwa. Kosmiczna kwota jakiej od dziennikarzy domagał się były minister spowodowała, że Helsińska Fundacja Praw Człowieka wydała oświadczenie przestrzegające przed działaniami, które de facto są kneblowaniem prasy.
”Helsińska Fundacja Praw Człowieka zwraca uwagę na konieczność poszanowania zasady proporcjonalności sankcji o charakterze finansowym w procesach związanych z wykonywaniem przez media prawa do swobody wypowiedzi. Jak wskazuje Europejski Trybunał Praw Człowieka, zarówno zbyt wysokie sumy zadośćuczynienia, jak i obowiązek poniesienia przez media innych nadmiernych kosztów, np. związanych z publikacją przeprosin, mogą wywołać tzw. efekt mrożący oraz stanowić niedopuszczalną ingerencję w wolność słowa. Zmierzają do osłabienia pozycji ekonomicznej danego medium, a nawet do wyeliminowania go z rynku. Przybierają zatem charakter represji, a nie kompensacji naruszonych dóbr. Groźba poniesienia dotkliwych konsekwencji finansowych może negatywnie wpływać na wykonywanie przez media funkcji „publicznego kontrolera” oraz skłaniać dziennikarzy i wydawców do autocenzury, niepodejmowania niewygodnych tematów. Już samo formułowanie tego rodzaju roszczeń (w szczególności wspartych wnioskiem o zabezpieczenie powództwa) przez osobę, która poczuła się urażona daną wypowiedzią, może być potraktowane jako próba powstrzymywania krytyki mediów w przyszłości.”Helsińska Fundacja Praw Człowieka
Trudno się nie zgodzić. Dzisiaj podpisany pod tamtym stanowiskiem Adam Bodnar jest Rzecznikiem Praw Obywatelskich i ma dużo większe możliwości interweniowania, jest akurat dobra okazja bo sąd zasądził od dziennikarzy Wprost na rzecz Kamila Durczoka 500 tys. zł (plus koszty przeprosin). Durczok domagał się 7 milionów i niewykluczone, że w drugiej instancji jakiś rozgrzany sędzia tę kwotę podniesie. Trzecia władza knebluje czwartą.