Wanda Traczyk-Stawska: Przypomniała mi się okupacja, kiedy nie można było przejść, bo stale były jakieś bramki. Niemcy się w ten sposób przed nami odgradzali. Chyba skrzyknę swoich kolegów. Jestem z Szarych Szeregów, harcerka. Potrafiliśmy z Niemcami tak sprytnie walczyć, że pisaliśmy, co chcieliśmy na ich własnych miejscach postoju.
Janina Ochojska: Ja pamiętam takie zasieki – ale nie z rąk, tylko z różnych barier – kiedy próbowaliśmy się dostać do oblężonego Sarajewa. Do Sejmu nie sposób się dostać, chyba wrócę tu z jakimś konwojem humanitarnym.
Bardzo szanuję obie panie i nie wątpię w ich szczere intencje, ale nawet w tak dramatycznych chwilach nie powinno się mówić rzeczy niegodnych. Ograniczenia w wejściu do Sejmu, gdzie od miesiąca trwa strajk okupacyjny nie dają się w żaden sposób porównać do działań wojennych zbrodniarzy i żadne polityczne emocje takich porównań nie usprawiedliwiają. Trudno mi też patrzeć z sympatią na pokazowe konfrontacje z Bogu ducha winnymi policjantami, którzy w ramach służbowych obowiązków muszą ochraniać Sejm, a dzięki medialnym happeningom z głośnym doń niewchodzeniem kreuje się z nich publicznych wrogów, na których wylewa się morze internetowego hejtu, tylko dlatego, że to akurat oni muszą chcącym wejść paniom tłumaczyć, że wpuścić ich nie mogą.
Zaprawdę, osobliwe wyobrażenie o okupacji jako formie obywatelskiego nieposłuszeństwa mają komentujący, przekonani najwyraźniej, że to coś w rodzaju pikniku, na który okupujący mają prawo zapraszać kogo chcą, a gospodarz budynku musi absolutnie każdego do nich wpuścić. Nie wiem czy jest w Europie kraj, w którym policja pozwoliłaby przez miesiąc okupować budynek parlamentu, swobodnie z niego wychodzić na spacery i wracać. Nic by się oczywiście nie stało, gdyby marszałek Kuchciński obie panie do protestujących wpuścił, żadna z nich nie stwarza najmniejszego zagrożenia dla bezpieczeństwa, ale zapewniam, nie jest to normą w żadnych znanych mi protestach okupacyjnych. Zazwyczaj do protestujących dopuszcza się osoby, które chcą i mogą pomóc znaleźć porozumienie, niekoniecznie zaś te, które idą tylko z jednym przesłaniem – protestujcie do oporu.
W kolejce do bycia niewpuszczonym do Sejmu czeka już Lech Wałęsa, którego podobno proszą o to sami obywatele. Lewicowa kandydatka na prezydenta Wrocławia już zaapelowała, żeby codziennie pod Sejm przychodziła inna znana osoba i pozwalała się nie wpuścić. I tylko jakoś nikt z kolejnych wspierających nie proponuje nic konstruktywnego, nie robi żadnego wysiłku, żeby pomóc obu stronom protest zakończyć. Wspierającym go jest na rękę trwanie okupacji, nawet jeśli mają świadomość, że postulaty protestujących są nie do spełnienia z dnia na dzień. Gdyby były, spełniłaby je dawno mająca na to dwie kadencje Platforma Obywatelska. Mam jak najgorsze zdanie o tym jak PiS traktuje protestujących i ich postulaty, ale niewiele lepsze o tych, którzy dla doraźnych politycznych zysków – i tu nie mam na myśli żadnej z obu szacownych pań – zagrzewają protestujących do trwania zamiast pomóc obu stronom szukać korzystnego dla wszystkich wyjścia. Będę bić brawo każdemu, kto zaproponuje mediację i szukanie rozwiązania. Bo to trudniejsze niż pokrzykiwanie do wymęczonych miesięcznym protestem ludzi „Dajesz, dajesz!”. Ale do tego trzeba być bardziej człowiekiem niż politykiem. Nie widzę takich po żadnej ze stron politycznego sporu.